Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Jesteśmy świadkami transformacji na globalnym rynku ropy naftowej - Bogdan Janicki

2016-05-19

O aktualnych zmianach na światowym rynku ropy naftowej rozmawiamy z Bogdanem Janickim, starszym doradcą w organizacji Central Europe Energy Partners.

Mamy do czynienia z kolejnym w historii kryzysem naftowym. Czy obecna sytuacja jest czymś niezwykłym, co powinno martwić, czy też jest to po prostu jeden z typowych cykli koniunkturalnych, którym podlega sektor paliwowy?

W ciągu ostatnich 50 lat sektor paliwowy przeszedł kilka nagłych zmian cen. Powody za każdym razem były odmienne, choć kluczowym czynnikiem była zazwyczaj niepewna sytuacja, zarówno geopolityczna na arenie międzynarodowej, np. kryzys związany z wojną Jom Kippur (wojna Izraela z Egiptem i Syrią w 1973 r. – przyp. red.) czy makroekonomiczna na globalnych rynkach.W przeszłości wahania cen wiązały się też z obawami o wyczerpanie zasobów ropy naftowej. Przez wiele lat przewidywano wyczerpanie się złóż ropy, które ostatecznie nastąpić miało w okolicach 2030 r. lub 2050 r. Dziś wiadomo, że tak się nie stanie. Nowo odkrywane zasoby oraz zwiększanie wydobycia ropy doprowadziły do obecnego poziomu cenowego – ok. 40 dol. za baryłkę. Przypomnę, że jeszcze dwa lata temu cena wynosiła około 130 dol. za baryłkę. Cały czas przybywa państw, takich jak Stany Zjednoczone czy Iran, które dołączają do grupy eksporterów ropy. Co ciekawe, w USA niska cena ropy wpływa zarówno na zamykanie wielu szybów, jak i na otwieranie nowych. To zasługa nowoczesnych technologii, dzięki którym wydobycie zasobów z płytkich warstw roponośnych zapewnia opłacalność nawet poniżej 40 dol. za baryłkę.

Trwające od kilkunastu miesięcy spadki cen ropy naftowej to jednak bardziej wpływ zdarzeń geopolitycznych, czy należy je rozpatrywać wyłącznie w kategoriach przyczyn ekonomicznych?

Oba czynniki są równie istotne. Największe znaczenie ekonomiczne ma trwająca od ponad dekady rewolucja łupkowa w USA. Stany Zjednoczone, jako największy konsument ropy na świecie, zmieniają się z jej importera w eksportera. Sprzyja temu zdjęcie przez amerykańską administrację utrudnień eksportowych wprowadzonych 40 lat temu. Także Irak corocznie zwiększa swoje moce wydobywcze. Pojawił się też nowy gracz, jakim jest Iran, który musi inwestować w swój przestarzały obecnie przemysł wydobywczy. Bazując na dotychczasowych możliwościach, Iran jest zdeterminowany, by zwiększać wydobycie, co też skutecznie czyni. Rosja również nie obniża sprzedaży ropy.

Światowy trend konsumpcji co prawda rośnie, ale na niskim poziomie, a możliwości wydobywcze są znakomicie większe. Jednocześnie w Unii Europejskiej obserwujemy powolny spadek zapotrzebowania na ropę. Produkty rafinacji są w państwach UE konsumowane przez transport samochodowy na poziomie ok. 60%. Reszta jest przeznaczona na produkty petrochemiczne i asfalty. Konsumpcja w transporcie spada na skutek bardziej wydajnych silników oraz wprowadzania napędów elektrycznych, wodorowych, hybrydowych czy gazowych. Z kolei w petrochemii coraz częściej stosuje się gaz, na co wpływ ma spadająca cena tego surowca. Podobny trend obserwujemy na całym świecie i to zarówno w krajach wysokorozwiniętych, takich jak USA, ale też na dynamicznie wschodzących rynkach. Przykładowo w Chinach i Indiach konsumpcja ropy będzie wzrastać do 2030 r., ale w znacznie mniejszym stopniu niż ich gospodarki.

Czy w tym kontekście możliwe jest radykalne ograniczenie wydobycia, tak by zrównoważyć podaż i ceny znów mogły podskoczyć?

Widzimy takie próby, czego przykładem są zabiegi Rosji o stworzenie koalicji z państwami OPEC i Iranem, mającej wpłynąć na podwyżkę cen. Szkopuł w tym, że eksporterzy nie chcą ograniczać wydobycia, bo potrzebują wpływu dewiz, a jednocześnie nie chcą stracić swoich tradycyjnych rynków. Wydaje się, że poziom 50–60 dol. za baryłkę satysfakcjonowałby największych graczy. Czy się skutecznie porozumieją, zobaczymy.

W tej sytuacji trudno ocenić poziom cen w najbliższej przyszłości. Część analityków uważa, że cena ropy wróci do poziomu 60 dol. za baryłkę i to jeszcze w tym roku. Inni twierdzą, że nie nastąpi to wcześniej niż za trzy lata. Patrząc na ruchy cenowe z poziomu ok. 130 dol. za baryłkę dwa lata temu do poziomu obecnego, wszelkie przewidywanie jest ryzykowne.

Generalnie jednak w tej chwili ocenia się, że nawet w perspektywie do 2030 r. cena za baryłkę nie powinna być wyższa niż 70 dol.

Jak zniesienie sankcji wobec Iranu, który jest przecież czwartym największym producentem ropy na świecie, wpłynie na rynek? Spowoduje jeszcze większą nadpodaż i obniżki cen?

Iran z pewnością zaczyna być bardzo poważnym graczem w eksporcie ropy, a do tego bardzo potrzebuje dewiz. Nie ma sygnałów, aby Teheran nie chciał rozwijać eksportu. Co prawda irańskie władze głoszą, że baryłka powinna kosztować co najmniej 70 dol., ale nie pokazują drogi do osiągnięcia tego celu w skali globalnej. Z pewnością jedni będą zwiększać eksport, a inni zmniejszać, tak jak Arabia Saudyjska, Nigeria, Wenezuela czy Brazylia. W jakim stopniu zrównoważy to zwiększanie eksportu przez Iran, trudno jeszcze ocenić. Na pewno jednak jesteśmy świadkami przewartościowywania się globalnego rynku ropy.

Teoria mówi, iż z ekonomicznej perspektywy, wyższe ceny ropy naftowej powodują mnożnikowy wzrost kosztów produkcji i usług, które zazwyczaj przekładają się na niższe marże zysku oraz wpływają na spadek efektywnego popytu. Czy zatem obecna sytuacja jest może, per saldo, dla światowej gospodarki korzystna? Są tacy gracze na rynku, którzy na niskich cenach ropy naftowej zyskują?

Jest to bardzo skomplikowane pytanie, wymagające szczegółowych analiz w każdym kraju z osobna. W każdym razie niższe ceny ropy nie oznaczają automatycznego obniżenia marż rafineryjnych, które w ostatnim roku wzrosły, by znowu w tym roku odnotowywać lekkie spadki. Kraje, których budżety nie są w dużym stopniu uzależnione od ceny ropy zyskują, bo niskie ceny stymulują wiele gałęzi przemysłu. Nie przypuszczam jednak, aby „gracze” zyskiwali na samej niskiej cenie ropy. Oni zyskują na wahaniach cen.

Jaki jest i będzie w perspektywie średniookresowej wpływ niskich cen ropy naftowej na polską gospodarkę?

Ropa jest nośnikiem energii, ale także surowcem. Na ok. 28 mln ton, które są w Polsce przerabiane, swojej ropy wydobywamy rocznie około 3,5–4,5 mln ton, licząc z wydobyciem zagranicznym. Resztę musimy importować. W takim układzie niskie ceny ropy sprzyjają naszej gospodarce. Znaczne obniżenie cen nośników energii, wzmocnione obniżką cen gazu, powinno też wpłynąć stymulująco na liczne gałęzie przemysłu i zaprocentować większą możliwością korzystania z energii przez biedniejszych odbiorców. 

Polskie rafinerie bacznie obserwują rynek i jak dotychczas zwycięsko wychodzą z walki konkurencyjnej. Warto o tym pamiętać, bo w UE obserwujemy systematyczne zamykanie rafinerii. Ważne jest, aby państwo wspomogło ich wysiłki, np. poprzez zdecydowaną walkę przeciwko szarej strefie, czy też wprowadzenie takich przepisów związanych z zapasami obowiązkowymi, aby zeszły one całkowicie z bilansów rafinerii, tak jak jest w innych krajach UE. Utrzymywanie zapasów przez rafinerie to zmniejszenie konkurencyjności poprzez ich finansowanie. Ważna jest też rola państwa w takim kształtowaniu przepisów unijnych, aby nie obniżały one konkurencyjności ekonomicznej w stosunku do rafinerii światowych.

Jak Pan ocenia zaangażowanie polskich koncernów w działalność poszukiwawczo - wydobywczą, która ma na celu zagwarantowanie dostępu do własnych zasobów ropy?

Moja ocena jest bardzo pozytywna. Jeśli chodzi o działalność wydobywczą, polskie rafinerie zaczynały niemal od zera. Nie biorę tu naturalnie pod uwagę PGNiG, który ma dużo dłuższy staż w tym obszarze.

Jednak już np. Grupa Lotos osiągnęła poziom wydobycia 1,5 mln ton łącznie na Bałtyku, na Litwie i w szelfie norweskim. Dzisiaj może nie wieją nazbyt przychylne wiatry, ale też do tego interesu się nie dopłaca. Zwiększa się nasze bezpieczeństwo w sektorze energii, a przyszłość może okazać się ekonomicznie bardzo udana. Chociaż w perspektywie do 2030 r. UE będzie potrzebować o 20–30% mniej ropy niż obecnie, to zapotrzebowanie na ropę znacznie przekracza horyzont lat 30. naszego wieku.

Grupa Lotos wyliczyła, że 25 rafinerii przerabiających ropę naftową zostało zamkniętych w Europie w ciągu ostatnich sześciu lat. Jest to coś budzącego niepokój, jeśli chodzi o sytuację europejskiego przemysłu rafineryjnego?

Te wyliczenia są prawidłowe, a powodem jest oczywiście mniejsza konsumpcja ropy w Unii Europejskiej. Do tego trzeba dodać, że do 2030 r. można spodziewać się zamknięcia dalszych 15-20 rafinerii. Dotychczas nasze rafinerie radzą sobie bardzo dobrze i myślę, że poradzą sobie w przyszłości poprzez nowoczesność, wykwalifikowane kadry, a także dozwolone wsparcie ze strony państwa w dywersyfikacji nowych inwestycji. Tzw. Plan Morawieckiego otwiera tu sporo nowych możliwości.


CAŁY WYWIAD ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 2/2016 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY.


 


ropa naftowaprzemysł petrochemicznyCentral European Energy Partnersenergetyka

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie