Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

REACH to potężne wyzwanie - Andrzej Krześlak

2015-06-10

O efektach obowiązywania rozporządzenia REACH oraz wyzwaniach związanych z trzecim etapem rejestracji REACH rozmawiamy z kierownikiem Punktu Konsultacyjnego ds. REACH i CLP Ministerstwa Gospodarki.

Za nami dwa terminy obowiązku rejestracji wynikającego z rozporządzenia REACH. W 2018 r. przyjdzie czas na trzeci. Należy w związku z tym spodziewać się problemów?
Harmonogram rejestracji został tak zaprojektowany, że w trzecim terminie rejestrowane będą substancje produkowane lub importowane spoza Wspólnoty, w najniższym zakresie tonażowym, czyli 1 – 100 ton rocznie. Nietrudno się więc domyślić, że w zdecydowanej większości swoje substancje rejestrować będą mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa. O ile koszty konieczne do poniesienia przez duże przedsiębiorstwa w związku z rejestracją były dolegliwe, ale do spełnienia, o tyle jest wysoce prawdopodobne, że narzucone obowiązki prawne wynikające z rejestracji oraz warunki finansowe będą nie do udźwignięcia przez firmy z obszaru MŚP, w tym przede wszystkim małe i mikroprzedsiębiorstwa.

Co dokładnie może zatem czekać firmy w związku z ostatnim etapem rejestracji REACH?
Główne problemy, jakich należy oczekiwać wiążą się z kilkoma zjawiskami. Sektor MŚP jest w Polsce w dużo większym stopniu zdominowany przez mikroprzedsiębiorstwa, w porównaniu do średniej europejskiej. W efekcie zjawisko wycofywania się z produkcji / importu tuż przed i po 1 czerwca 2018 r., a tym samym nagłe znikanie pewnych chemikaliów z rynku, może mieć znacznie silniejszy charakter niż w pozostałych państwach członkowskich Wspólnoty. Będzie to szczególnie dotkliwe zjawisko w przypadku produkcji chemikaliów specjalistycznych, tzw. „niszowych”, których brak na rynku może okazać się bezpowrotnie nie do zastąpienia.

Odbiorcą substancji w znaczącym stopniu są tzw. dalsi użytkownicy, którzy według opracowanych receptur produkują mieszaniny mające zastosowanie w wielu sektorach, m.in. chemia gospodarcza, chemia budowlana, produkty kosmetyczne, wyroby i przyrządy specjalistyczne.

Już w przeszłości prowadzono symulacje wskazujące, że nawet nie tyle zniknięcie, co ograniczenie o 30 – 50% dostępności na rynku pewnych substancji, będących surowcami do produkcji różnych preparatów, może doprowadzić do konieczności opracowania w 100% nowych receptur tych produktów.

W przypadku gwałtownych zmian na rynku w 2018 r. wymagać to będzie dłuższego czasu na opracowanie nowego składu produktów mających zapewnić porównywalną jakość oraz przeznaczenie, a także zwiększonych nakładów na ten cel. W konsekwencji mogą wystąpić perturbacje na rynku produktów przeznaczonych bezpośrednio dla konsumentów (odbiorców indywidualnych).

Jak wskazują wyniki naszej analizy, firmy stale mają problemy w komunikowaniu się z konsorcjami i pozyskiwaniu danych niezbędnych do rejestracji. Bywają przypadki, że koszty pozyskiwania danych są zbyt wysokie lub wręcz nieuzasadnione, a uzyskiwane wyjaśnienia nieprzekonujące. W trzecim terminie rejestracji należy oczekiwać pogłębienia się tego problemu, ponieważ małe podmioty będą miały znacznie mniejszą „siłę przebicia” i pozycję negocjacyjną.

 

Już teraz wiadomo, że sporym problemem dla firm jest i będzie bariera językowa, czyli dominacja języka angielskiego w zakresie publikacji urzędowych dokumentów.
Zgadza się. Pomimo obowiązku przygotowywania informacji we wszystkich 23 językach urzędowych UE, ciągle dominującym jest angielski, w tym dla większości dokumentów dostępnych na stronach internetowych ECHA, w poradnikach, oprogramowaniu służącym przedkładaniu dokumentacji rejestracyjnej. Jest to postrzegane jako element dyskryminujący i utrudniający dostęp i zrozumienie obowiązków ciążących na przedsiębiorcach.

O ile w dużych przedsiębiorstwach chemicznych utworzono specjalne zespoły ds. REACH, w których jednym z kryteriów rekrutacji była znajomość języka angielskiego, o tyle w firmach małych i mikro, funkcjonujących na prowincji, trudno oczekiwać, aby wszystkie osoby, którym przyjdzie sprostać wymogom rejestracji, doskonale posługiwały się językiem angielskim.

Kolejnym elementem, który może się nasilić w wyniku braku wiedzy co do tego, jakie kryteria decydują o zakwalifikowaniu przedsiębiorstwa do kategorii MŚP, będzie nieprawidłowe korzystanie z ulgowych opłat rejestracyjnych. Wynikać to będzie nie tyle ze złej woli, co z korzystania z wewnętrznych przepisów obowiązujących w Polsce, zamiast zaleceń, jakie w tym zakresie obowiązują w Europie. ECHA już teraz, po dwóch terminach rejestracji, bardzo często kwestionuje zadeklarowaną wielkość przedsiębiorstwa powiązaną z ostateczną wysokością opłaty za zarejestrowanie substancji w stosunku do tych firm, które zadeklarowały się do mniejszych.

Przykładowo, jeśli okaże się, że w strukturze własnościowej przedsiębiorstwa 25% lub więcej udziałów posiada sektor publiczny, czy też Skarb Państwa, to ECHA nie przyjmuje dokumentacji rejestracyjnej do momentu wyrównania kwoty opłaty, jak dla dużego przedsiębiorstwa, a dodatkowo usiłuje nałożyć opłatę administracyjną sięgającą prawie 20 tys. euro, która stanowi rodzaj kary.

Jeszcze jedną wątpliwość wzbudza fakt, że ww. opłata administracyjna nie jest wynikiem obecnie obowiązującego w Europie Rozporządzenia Komisji w sprawie opłat i należności wnoszonych na rzecz ECHA, ale została ustanowiona wewnętrzną decyzją zarządu Agencji.

Analizując koszty poniesione przez polskie przedsiębiorstwa, można je podzielić na trzy kategorie: koszty udostępnienia danych, koszty opłaty rejestracyjnej oraz koszty własne poniesione przez przedsiębiorstwa. Która z tych kategorii jest największym obciążeniem?
Wszystkie trzy kategorie kosztów są wystarczająco dużym obciążeniem. Należałoby oczekiwać, że koszty opłat rejestracyjnych powinny być znacznie niższe w przypadku firm produkujących / importujących wąski asortyment produktów (jedną bądź kilka substancji w swoim portfolio) w stosunku do tych, które mają w swoim asortymencie kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt produktów. I tak zapewne jest: za każdą zarejestrowaną substancję firma musi wnieść oddzielną opłatę rejestracyjną, której wysokość według ww. rozporządzenia Komisji (UE) nr 254/2013 uzależniona jest od zakresu tonażowego produkcji / importu i wielkości przedsiębiorstwa.

W ujęciu zbiorczym naszej analizy widać jednak wyraźnie, że procentowy udział poszczególnych typów kosztów rozkłada się mniej więcej równomiernie. Ponieważ bardzo dużo firm wypełniających kwestionariusze w kategorii kosztów własnych nie brała pod uwagę czasu poświęconego przez swoich pracowników na ten cel, bo „i tak są oni zatrudnieni” – co w naszym odczuciu nie było prawidłowe – zmuszeni byliśmy zweryfikować wielkość udziału tych kosztów, co spowodowało, że stanowiły one ok. 1,5 razy większy udział w stosunku do kosztów zakupu danych oraz kosztów opłat rejestracyjnych.

O ile na koszty opłaty rejestracyjnej oraz koszty własne firmy miały znikomy wpływ, jeśli nie chciały niczego zmieniać w strukturze i profilu swej działalności, o tyle już koszty pozyskiwania danych mogłyby być w wielu przypadkach niższe.

Artykuł 27, ust. 3 rozporządzenia REACH, opisujący sposób udostępniania istniejących danych w przypadku substancji zarejestrowanych, stwierdza przecież, że „poprzedni i potencjalni rejestrujący podejmują wszelkie starania w celu zagwarantowania, że koszty udostępnienia informacji ustalone są w sposób sprawiedliwy, przejrzysty i niedyskryminujący. Można to ułatwić poprzez kierowanie się wytycznymi dotyczącymi podziału kosztów, które oparte są na tych zasadach przyjętych przez…”.

 

Nie jest tajemnicą, że nie wszystkie podmioty na rynku zachowują się pod tym względem uczciwie.
Z naszych doświadczeń i sygnałów od przedsiębiorców wynika, że istnieją konsorcja, które oferują odpłatnie dane do tzw. wspólnego przedłożenia w ramach rejestracji, poprzez członkostwo w strukturze konsorcjum, czy też odsprzedanie tzw. Lester of Access, stosując dość przejrzyste reguły gry. Koszty pozyskania danych są właściwie udokumentowane i uzasadnione. Mało tego, konsorcja stosują mechanizm redystrybucji kosztów w miarę tego, jak kolejni potencjalni rejestrujący stają się nowymi członkami wspólnego przedłożenia.

Ale istnieje również spora liczba konsorcjów, które w momencie zakładania struktury organizacyjnej liczyły sobie kilkanaście podmiotów rejestrujących, w miarę upływu czasu liczba członków wzrastała do kilkudziesięciu, a cena za udostępnienie danych pozostawała na niezmienionym poziomie i sięgała „zaporowej” kwoty kilkuset tysięcy euro.

Co dokładnie wynika z takiej praktyki?
Otóż widać z tego, iż szereg konsorcjów oraz zapewne przedsiębiorstw założycielskich uczyniło sobie ze sprzedaży danych niezbędnych do zarejestrowania substancji w ramach wspólnego przedłożenia intratne źródło przychodów i nie tylko rekompensują sobie z nadwyżką poniesione uprzednio wydatki na zakup i skompletowanie niezbędnych danych, ale – zmuszając wielu potencjalnych rejestrujących do rezygnacji z rejestracji substancji i wycofania się z produkcji względnie importu ze względu na zbyt wysokie koszty – usiłują w ten sposób prowadzić walkę konkurencyjną wymuszoną stworzonymi uwarunkowaniami prawnymi, co stanowi grę nie fair w stosunku do mniejszych i słabszych rynkowo konkurentów.

Czy koszty poniesione z tytułu REACH przez polskie przedsiębiorstwa – kwota rzędu 358 – 614 mln euro – to zaskoczenie, czy też spodziewana wielkość?
Te koszty nie stanowią dla nas zaskoczenia. W 2004 r. na etapie projektowania rozporządzenia REACH przeprowadziliśmy na zlecenie Ministerstwa Gospodarki analizę prognozowanych kosztów jego wdrożenia. Wtedy analizę oparliśmy na założeniach, których do końca nie byliśmy pewni, ponieważ projekt rozporządzenia był wówczas dopiero w fazie konsultacji, I, II czytania w Parlamencie Europejskim, wprowadzania poprawek w Radzie. Nie do końca było zatem wiadomo, jaką ostateczną postać przyjmą jego zapisy. się już na danych uzyskanych z kwestionariuszy rozsyłanych do przedsiębiorstw, które rejestrowały substancje, więc była bardziej zbliżona do rzeczywistości. Zależało nam na zweryfikowaniu prac z 2004 r., ponieważ wtedy spotkaliśmy się z zarzutami o przeszacowanie kosztów.

Jak pokazują obecne rezultaty, poziom kosztów okazał się porównywalny, a nawet można zaryzykować twierdzenie, że prognozowane koszty z 2004 r. okazały się niedoszacowane.

Czy system REACH może być w ogóle tańszy?
Na pewno mógłby być tańszy, ale wymagałoby to zmian w tekście prawnym i przebudowania całej jego struktury oraz filozofii opartej na zajęciu się w pierwszej kolejności tymi substancjami, które prezentują sobą najwyższe ryzyko. Dzisiaj jednak już nikt nie myśli o zmianach. Chcąc je wprowadzić, trzeba byłoby na nowo uruchomić całą unijną „machinę” stanowienia prawa, przeprowadzić nowy projekt przez dwie ścieżki legislacyjne: Parlament Europejski oraz Radę, nie zapominając o konsultacjach społecznych.

Trzeba pamiętać, że ostatecznie uchwalona postać rozporządzenia REACH była efektem ustanowienia kompromisu pomiędzy dwoma ścierającymi się obozami: przemysłu, który był zainteresowany rozwiązaniami prawnymi w jak najmniejszym stopniu go obciążającymi oraz ekologicznymi organizacjami pozarządowymi, które stały na stanowisku ustanowienia jak najbardziej restrykcyjnego prawa, nie pozwalającego na jakikolwiek stopień swobody i bardziej liberalnego podejścia do obowiązków przedsiębiorstw produkujących substancje chemiczne.

Dzisiaj, zwłaszcza przedsiębiorcy, którzy już dokonali rejestracji nie chcą ponownie otwierać tej „puszki Pandory” i przy okazji zmian tekstu prawnego wracać do debat, które ich zdaniem definitywnie zakończono. Dlatego biorąc pod uwagę obecne bolączki mikro, małych i średnich przedsiębiorstw, należy poszukiwać rozwiązań i ulg, które umożliwią im bezpieczne przejście przez „meandry” REACH, ale bez działań zmierzających do zmian zapisów prawnych.


CAŁY WYWIAD ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 3/2015 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY.



materiały gipsoweTajfunAdBlue

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie