Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

"Galera bez galerników", czyli polski recykling bez recyklerów

2021-02-15  / Autor: Andrzej Kubik

Pandemia COVID-19

Druga plaga – COVID-19 – spadła na branżę recyklingu bezpośrednio po pierwszej i to dosłownie, bo lockdown administracji państwowej w marcu 2020 r. nieoczekiwanie wydłużył agonię tych firm, które złożyły niekompletne dokumenty do nowej decyzji i przez kolejne miesiące funkcjonowały jeszcze w oparciu o decyzje stare.

Jednak to tylko w wyobraźni urzędników podstawowym warunkiem prowadzenia działalności jest posiadanie kompletu decyzji administracyjnych.

Przedsiębiorcy wiedzą, że podstawą każdego biznesu jest jego opłacalność, a ta w przypadku recyklingu tworzyw sztucznych z chwilą wybuchu pandemii gwałtownie się załamała.

Brzmi to jak truizm, że w wyniku COVID-19 ucierpiała cała gospodarka światowa i prawie wszystkie branże, jednak by zrozumieć zdwojoną siłę z jaką pandemia uderzyła akurat w recyklerów trzeba przeanalizować elementy składowe kalkulacji kosztów regranulatu, który dla tej branży jest produktem finalnym.

Na koszt recyklingu, a tym samym na cenę regranulatów, składają się koszty zbiórki odpadów, ich transportu, sortowania, a następnie czyszczenia, rozdrabniania oraz przetłaczania. Jak widać w tym zestawieniu nigdzie nie ma mowy o cenie surowca pierwotnego, jakim dla tworzyw sztucznych jest ropa naftowa, gdyż recykling to przede wszystkim żmudna praca wielu ludzi na kilku kolejnych etapach odzyskiwania surowca wtórnego z odpadów. Jest to praca, która w warunkach pandemii stała się jeszcze bardziej niebezpieczna, bardziej żmudna i trudniejsza, a co za tym idzie droższa.

Koszt wytworzenia recyklatu w warunkach pandemii wzrósł realnie średnio o ok. 10-20%, co wynikało nie tylko z konieczności stworzenia pracownikom dodatkowych ochron sanitarnych, ale i z konieczności poddawania odpadów swego rodzaju kwarantannie (spadek efektywności linii). Nie to jednak było dla branży najgorsze – prawdziwą katastrofą były spowodowane spadkiem popytu na paliwa histeryczne wprost spadki cen ropy naftowej na światowych giełdach. Były przypadki, gdy można było ją dostać za darmo albo wprost za dopłatą ze strony sprzedającego, który musiał opróżnić zbiornik tankowca stojącego w porcie.

Drastyczny spadek cen ropy naftowej, będącej źródłem syntezy chemicznej m.in. tworzyw sztucznych, spowodował obniżenie cen granulatów pierwotnych (typu „virgin”) do połowy ich regularnej ceny (np. dla HDPE z 1200 euro/t spadła do 600 euro/t). Było to zrozumiałe, gdyż kalkulacja kosztów ich wytworzenia uległa drastycznej obniżce. Drugim bodźcem motywującym dostawców oryginałów do obniżki cen ich produktów był ogólny spadek popytu na tworzywa sztuczne w niektórych ich aplikacjach, np. w branży motoryzacyjnej.

W ten sposób w jednej chwili granulaty pierwotne stały się znacznie tańsze niż regranulaty pochodzące z recyklingu, odbierając tym samym recyklerom prawo do istnienia. Z drugiej strony lęk przed pandemią tak dalece przesłonił rządzącym obraz świata, że zaniechali działań legislacyjnych w zakresie regulacji gospodarki odpadowej, a jedynie dotowanie procesów recyklingu z opłat produktowych mogłoby pomóc w odbudowaniu konkurencyjności cen regranulatów wobec taniejących oryginałów.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że chyba zapominamy o fakcie, iż mimo wirusa nadal produkujemy odpady. W 2019 r. było to ok. 2,5 mln ton samych opakowań z tworzyw sztucznych. Zapewne światowa kwarantanna (spadek konsumpcji, zmiana stylu życia), a w dalszej konsekwencji spadek światowego PKB (zubożenie społeczeństw) doprowadzi w tym roku do znacznej redukcji tych liczb. Nie zmienia to jednak faktu, że po pandemii obudzimy się na znacznie większym wysypisku śmieci, gdyż przemysł rezygnuje masowo z wykorzystania nawrotu surowcowego (wobec niskich cen tworzyw oryginalnych jest to decyzja z ekonomicznego punktu widzenia jak najbardziej uzasadniona).

Wobec takiego imperatywu ekonomicznego wizja stosowania regranulatów obronić może się jedynie z pobudek „ideologicznych”, czyli wizerunkowych. Elementem takiej polityki firm świadomych środowiskowo jest emblemat „Niebieskiego Anioła” na ich produktach, który potwierdza, że zostały one wyprodukowane z surowców wtórnych. Niestety liczba firm zainteresowanych taką certyfikacją swych wyrobów jest nadal zbyt mała, a dyskutowana głośno społeczna odpowiedzialność biznesu, gdy przychodzi do podjęcia tego wyzwania, dziwnie więdnie i chowa się za cyframi kalkulacji produktowych.

Tutaj, podobnie jak w przypadku subwencji dla recyklerów, państwo i jego agendy zawodzą, nie podając ręki tym firmom, które faktycznie chcą to wyzwanie podjąć. Nie mogą one liczyć ani na rządowe dotacje czy ulgi podatkowe z racji zakupu regranulatów w miejsce surowców oryginalnych, ani na preferencje przy rządowych przetargach. W wyniku takiego zniechęcania na placu boju pozostaje kilku pasjonatów wolnej od odpadów planety, a recyklerzy patrząc na rosnące stany magazynowe niepotrzebnych nikomu regranulatów, sami zaczynają myśleć o przebranżowieniu. I znów liczba „wiosłujących pod pokładem” się zmniejszy, a do celu jeszcze kawał drogi.

Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta

ROP miał być odpowiedzią na niedofinansowanie systemu gospodarowania odpadami – pomysł to dość leciwy, bo jego zręby znalazły się już w Ustawie o Odpadach z 14 grudnia 2012 r., będąc często artykułowane trywialnym stwierdzeniem „zanieczyszczający płaci”. Jednak mimo szczytnych założeń trzeba było czekać kolejne osiem lat, by w planowanej nowelizacji ww. Ustawy (jej projekt został opublikowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska 22 października 2020 r.) pojawiły się zapisy, w których definiuje się system ROP, jako „zestaw środków podjętych przez kraj członkowski w celu zapewnienia odpowiedzialności finansowej lub finansowo-organizacyjnej producenta za produkt na etapie, gdy staje się on odpadem”.

W ten sposób przeniesiono zapisy sławnego art. 8a europejskiej Dyrektywy Odpadowej 2008/98/WE do polskiego ustawodawstwa (zapisy art. 22 ust. 2-4 i art. 22a). Europejska nowela Dyrektywy Odpadowej (2018/851) zobligowała kraje członkowskie do transpozycji tego zapisu w terminie do 5 lipca 2020 r. i od ubiegłego roku branża recyklingu, podobnie jak cały System Gospodarowania Odpadami w Polsce, czekała na merytoryczną dyskusję z Ministerstwem Klimatu i Środowiska o jego kształcie. Po upływie roku mamy projekt zmiany, który poza ogólnymi definicjami niestety niewiele wnosi nowego, a już na pewno nie jest rewolucją, na którą wszyscy czekali.

Zaprojektowana w art. 8a europejskiej Dyrektywy o Odpadach wizja zakłada gruntowną zmianę podejścia do kwestii finansowania systemów zbiórki i recyklingu opakowań oraz produktów w opakowaniach przez wprowadzających je na rynek i potraktowania tego procesu jako wspólnego, społecznego zobowiązania wobec przyszłych pokoleń.

Andrzej Kubik, autor zarządza firmą REPLAS Recycling


CAŁY ARTYKUŁ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 6/2020 DWUMIESIĘCZNIKA "CHEMIA I BIZNES". ZAPRASZAMY.


 


tworzywa sztuczneodpadypraworecykling

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie