Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Europa nie chce GMO

2014-02-17

Europa staje się coraz mniej istotnym rynkiem dla chemicznych koncernów prowadzących działalność w obszarze GMO. W ostatnich kilkunastu miesiącach branżowi potentaci zmniejszyli zakres swojej aktywności na rynku żywności genetycznie modyfikowanej. Powodem są unijne regulacje powstrzymujące możliwość uprawy takich roślin. Obecnie wciąż zadawane są pytania odnoszące się do kwestii społecznych, ekonomicznych i środowiskowych związanych z rozwojem upraw GMO, które pozostają bez odpowiedzi.

Nadzieje i obawy
Problematyka GMO budzi skrajne reakcje. W toczącej się od wielu lat na forum publicznym debacie – pierwsze GMO powstało już 41 lat temu – obydwie strony, i to nie tylko w Polsce, zarzucają sobie manipulowanie faktami, pogoń za zyskiem bez liczenia się z konsekwencjami oraz histerię, będącą odpowiedzią na coraz precyzyjniejsze analizy na temat wpływu GMO na ludzki organizm. Wątpliwości powinno się rozstrzygać w oparciu o wieloletnie laboratoryjne badania i to nie tylko przy udziale zwierząt, jak dzieje się dotychczas, ale także ludzi.

Zanim naukowcy zbliżą się do prawdy o istocie organizmów, których genom został zmieniony metodami inżynierii genetycznej w celu uzyskania nowych cech fizjologicznych, to nie znoszący próżni przemysł, albo na szeroką skalę zaakceptuje ich istnienie, albo metodami administracyjnymi postęp zostanie spowolniony. Na razie postawy społeczeństw w odniesieniu do GMO kształtowane są przez środowiska, których argumenty są głośniejsze, a sposoby nacisku na rządzących skuteczniejsze.

Optujący za GMO są zdania, że dzięki metodzie osiągnąć można większą produktywność upraw rolnych poprzez uzyskanie lepszej odporności organizmów modyfikowanych na czynniki zewnętrzne, zwiększenie zawartości składników odżywczych w żywności, większą produktywność zwierząt hodowlanych oraz niższe koszty upraw. Zyskać miałoby też środowisko za sprawą podniesienia ilości plonów na małych obszarach i wykorzystywania mało żyznych terenów do upraw poprzez stworzenie odmian GMO tolerujących wysokie zasolenie gleb i susze.

ONZ i OECD już od wielu lat wskazują GMO jako narzędzie przyczyniające się do wzrostu plonów i umożliwiające walkę z głodem na świecie. Z drugiej strony oponenci wskazują, że Europa jako miejsce o wysokim stopniu bezpieczeństwa żywnościowego nie wymaga podejmowania specjalnych kroków wzmacniających wielkość upraw i może się obyć bez upraw transgenicznych.

 

 

 

W liczącym ponad 200 stron opracowaniu brytyjskiej firmy consultingowej PG Economics „Uprawy GMO: Globalne skutki socjoekonomiczne i środowiskowe w latach 1996-2011” czytamy, iż zyski rolników z upraw roślin GMO dochodzą rocznie do blisko 20 mld dolarów. To zaś przekładać ma się na średni wzrost dochodów z hektara o 130 dolarów. Dzięki GMO, w latach 1996-2011 plony miały być wyższe o 10% w przypadku kukurydzy oraz o 15% w przypadku bawełny. Uprawa GMO w analizowanym okresie przyczyniała się także do wyprodukowania dodatkowych 110 mln ton soi; 195 mln ton kukurydzy; 15,8 mln ton bawełny oraz 6,6 mln ton rzepaku. Bez genetycznej modyfikacji, chcąc osiągnąć takie wielkości, trzeba byłoby wykarczować blisko 15,5 mln ha lasów. Stwierdzono także, że rocznie z tytułu rozwoju upraw GMO o prawie 30 tys. ton spada zużycie pestycydów, co odpowiada dwuletniemu popytowi na nie w państwach UE.

Krytycy raportu przywołują fakt, że był on finansowany przez koncern Monsanto, jednego z globalnych liderów w przemyśle GMO i wśród przeciwników technologii wroga numer jeden utożsamianego z całym złem przypisywanym GMO. Sami niechętni GMO przywołują badania francuskiego naukowca Gilles'a-Erica Séraliniego i utrzymują, że nie można przewidzieć wszystkich konsekwencji, jakie niesie za sobą długotrwałe spożywanie żywności modyfikowanej genetycznie. Twierdzą, że może ono powodować choroby, a nawet nowotwory. Może też pociągać za sobą konieczność używania coraz mocniejszych środków ochrony roślin.

Poprawa wielkości upraw z jednej strony i kwestie zdrowotne z drugiej, to najbardziej jaskrawe tło sporu o GMO, ale w cieniu znajduje się szereg innych rzadko podejmowanych zależności. Po pierwsze, rozwój roślin genetycznie modyfikowanych zagraża bioróżnorodności promowanej w coraz większej liczbie państw: zamiast wielu odmian przykładowej kukurydzy o różnych właściwościach uprawia się w danym miejscu tylko jedną odmianę GMO. Jeśli pojawi się szkodnik niszczący daną uprawę, to przy braku bioróżnorodności zniszczyć może wszystko, a nie tylko jedną z nich. Między innymi w Polsce w uzasadnieniu zakazu uprawiania kukurydzy GMO pojawił się powód niemożności współistnienia upraw roślin genetycznie modyfikowanych oraz odmian naturalnych, bez ryzyka skażenia tych drugich.

 

 

 

Batalia o przyszłość GMO wciąż się toczy, ale przynajmniej w Europie bliżsi jesteśmy realizacji scenariusza odpowiadającego sceptykom i będącego nie po myśli firm chemicznych. W tej chwili jedynym typem uprawianych w UE roślin genetycznie modyfikowanych jest kukurydza linii MON 810. Celem modyfikacji było uzyskanie przez nią odporności na szkodniki owadzie. Do jej informacji genetycznej włączono gen kodujący białko Cry1Ab, pochodzący z bakterii Bacillus Thuringensis ssp. Kurstak. W końcówce ubiegłego roku KE wystąpiła do rządów państw unijnych z wnioskiem o zezwolenie na uprawę genetycznie modyfikowanej kukurydzy 1507 koncernu DuPont. Do końca 2013 r. uprawiany mógł być także ziemniak oferowany przez BASF, jednak Sąd UE uchylił już decyzję Komisji Europejskiej o dopuszczeniu tej uprawy.

Warto jednak wiedzieć, że to każdy z krajów unijnych samodzielnie reguluje prawo wewnętrzne w zakresie upraw GMO. W Polsce zakaz upraw na mocy nowej ustawy o nasiennictwie obowiązuje od stycznia 2013 r. Na podstawie rozporządzeń obejmuje on 235 odmian kukurydzy MON 810 oraz ziemniaka Amflora. W razie wykrycia zabronionych upraw na rolnika spadają sankcje, łącznie ze zniszczeniem siewów. Oprócz nas także m.in. Niemcy, Francja, Austria, Węgry, Grecja i Luksemburg ograniczają lub całkowicie zakazują upraw transgenicznej kukurydzy na swoim terytorium. Istnienie zakazu produkcji nie oznacza, że w Polsce, jak i innych unijnych państwach, nie spotkamy się z genetycznie modyfikowaną żywnością. Bez problemów może być ona importowana np. ze Stanów Zjednoczonych. Co więcej nie jest ona tam znakowana. USA to także państwo o największej na świecie produkcji i spożyciu żywności genetycznie modyfikowanej. Ok. 40% tamtejszych upraw to właśnie GMO. Prawie 90% kukurydzy uprawianej w USA jest genetycznie modyfikowane, jednak jej import do UE spadł z ponad 800 tys. ton w 2011 r. do 40 tys. ton w 2012 r. (dane za 2013 r. nie są jeszcze znane).


CAŁY ARTYKUŁ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 1/2014 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY.



przemysł chemicznyBASFGMOMonsanto

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie