2015-12-28 / Autor: Dominik Wójcicki
Kończący się rok postawił przed polskim przemysłem chemicznych wiele spraw, których pomyślne rozwiązanie determinować będzie pomyślność sektora w najbliższych latach.
Przyszłość polskiej branży chemicznej, jako części rynku europejskiego coraz bardziej tracącego na znaczeniu w konkurencji z resztą świata, wpływ umowy TTIP na rozwój krajowego przemysłu chemicznego, a także konieczność podnoszenia jego innowacyjności i związanego z tym finansowania to jedne z podstawowych zagadnień, które w kończącym się roku były podejmowane przez zarządzających firmami chemicznymi w naszym kraju.
Pod względem konkurencyjności i udziału w światowym rynku chemicznym Unia Europejska od wielu lat notuje spadki. Obecnie tylko 17% wartości sprzedaży w światowej chemii przypada na UE, podczas gdy 20 lat temu było to 32%. Co więcej prognozy wskazują, że za 15 lat udział naszego kontynentu w globalnym rynku chemicznym zmniejszy się do 15%. Ponadto Europa bardzo mocno traci to, co przez dekady było jej podstawową przewagą, czyli udział w rynkach eksportowych, z których jest wypierana przez Azję i Amerykę Północną. Jednocześnie coraz większą rzadkością są inwestycje w nowe moce produkcyjne na terenie Unii. Przykładowo realizujący potężny projekt inwestycyjny w dziedzinie petrochemii i tworzyw sztucznych amerykański koncern Dow pieniądze wydaje w Zatoce Meksykańskiej, gdzie ma dostęp do gazu łupkowego i na Bliskim Wschodzie, gdzie korzysta z taniego gazu ziemnego. Europa natomiast, w opinii przedstawicieli branży, może się pochwalić nieprzerwanym podnoszeniem kosztów działalności chemicznej na swoim obszarze. Nic więc dziwnego, że warunki określające działanie w bardzo niesprzyjającym otoczeniu legislacyjnym stają się jednym z wiodących tematów w branży.
– Trudno nie zgodzić się z negatywnymi ocenami dotyczącymi przyszłości przemysłu chemicznego w UE. Niestety to sama Europa jest odpowiedzialna za takie prognozy z uwagi na wprowadzane przez siebie ograniczenia administracyjne, które dotykają przemysłu. Przecież w Brukseli co roku odbywa się konkurs na najbardziej twórczego przedstawiciela Komisji Europejskiej zajmującego się danym obszarem przemysłowym, w tym sektorem chemicznym. Zwycięża z reguły ten, kto przygotuje największą liczbę aktów prawnych. Na takie postępowanie jest jednak przyzwolenie ze strony społeczeństw. Popierają one taki kierunek działania, który w konsekwencji nie służy konkurencyjności przemysłu chemicznego – uważa Paweł Jarczewski, prezes zarządu Grupy Azoty.
Mimo takiego pesymistycznego tonu nie wydaje mu się, by branża chemiczna miała jednak z Europy zniknąć.
– Nie podzielam opinii, że tylko w Stanach Zjednoczonych może być wkrótce centrum produkcji chemicznej. Zresztą w przemyśle nawozowym głosy o jego końcu w Europie słychać już ponad 20 lat. W latach 90. były ostrzeżenia, że w Polsce produkcja nawozów dłużej się nie utrzyma, bo niemożliwa miała być konkurencja z Bliskim Wschodem i Rosją. 10 lat temu mówiło się o Afryce Północnej i znów Bliskim Wschodzie. Dzisiaj to Ameryka ma być przyszłym centrum wytwórczym. Z wielu względów to się jednak nie ziści, choćby z uwagi na koszty logistyki. Ponadto powstawanie takich dominujących ośrodków spowoduje wzmożone działanie regulacyjne w tamtych obszarach. Uważam więc, że Polska wciąż jest dobrym miejscem dla rozwoju rynku chemicznego, gdyż możemy korzystać z coraz większego krajowego rynku na wiele produktów dostarczanych przez chemię. Już teraz w produkcji nawozów wyprzedzamy świat, mogąc zaoferować bardzo szerokie spektrum produktowe o najwyższej jakości. Jeśli coś jest problemem, to fakt, iż jeszcze zbyt słabo rosną branże, do których chemia kieruje swoją produkcję. Ten czynnik, a nie koszty energii, o których mówimy chyba za dużo, stanowi największą barierę w rozwoju polskiego i w ogóle europejskiego przemysłu chemicznego – ocenia Paweł Jarczewski.
Trzeba tworzyć i wykorzystywać szanse
O przyszłości branży mówi również Michał Sołowow, główny akcjonariusz Synthosu.
– Liczby bardzo dobrze oddają obecną sytuację. Wprawdzie wartość sprzedaży w przemyśle chemicznym w UE wzrosła w ciągu ostatnich 10 lat z 413 mld euro do 527 mld euro, ale ma się to nijak do wzrostu światowego, bo tam zanotowano skok z poziomu 1,3 bln euro do 3,2 bln euro. To pokazuje, że jest źle. Nie wyklucza to jednak szans, tylko trzeba je tworzyć i wykorzystywać – przekonuje właściciel Synthosu. W przeciwieństwie do szefa Grupy Azoty kwestia energii ma dla niego kluczowe znaczenie, jeśli chodzi o kreowanie ram dla rozwoju branży w Polsce.
– Energia, która jest podstawowym komponentem w produkcji chemicznej, jest w Europie za droga. W Polsce na ten problem nakłada się dodatkowo kwestia dekarbonizacji, do której zmusza nas Unia Europejska. Odejście od węgla spowoduje, że staniemy się całkowicie niekonkurencyjni energetycznie. Nie można dopuścić do sytuacji, iż nie będziemy mogli korzystać z naszego podstawowego bogactwa naturalnego, jakim jest węgiel. Tymczasem nie ma w Polsce planu, jak powinna wyglądać w przyszłości energetyka, a bez tego nie będzie inwestycji na tym polu i np. odnawiania własnych zasobów w obszarze spalania węgla. Można byłoby przecież poprawić efektywność wykorzystania węgla, bo takie możliwości przy naszych pokładach istnieją, o czym świadczą chęci budowania kopalni przez inwestorów m.in. z Australii – tłumaczy Michał Sołowow.
Główny akcjonariusz Synthosu ma też zastrzeżenia co do strategii energetycznej firm chemicznych.
– Gdy w 2012 r. próbowaliśmy przejąć Zakłady Azotowe Puławy jednym z naszych koronnych argumentów było zrezygnowanie z inwestycji tej spółki w energetykę gazową. Firma myślała wtedy o wydatkowaniu na ten cel 2 mld zł. My chcieliśmy oczywiście poprawić zdolności energetyczne i obniżyć koszty energii w spółce, ale przez inwestycje w energetykę węglową. Zakłady w Puławach już teraz są przecież uzależnione od gazu, a inwestując w nowe źródła energii oparte na gazie, jeszcze tylko zwiększałyby to uzależnienie.
Uważaliśmy takie postępowanie za bezsensowne, jednak Ministerstwo Skarbu Państwa odrzuciło naszą ofertę zakupu. Na szczęście Puławy odeszły od planu budowy energetyki gazowej, ale to pokazuje, jak bardzo nieprzemyślane jest zarządzanie tymi sprawami. Skuteczne spalanie węgla jest dzisiaj możliwe, ale wymaga nowych instalacji. Dobry kocioł fluidalny to tylko dwuipółkrotnie większa emisja niż ze spalania gazowego w turbinie. Nowoczesne spalanie węgla może być zatem obecnie efektywne – podkreśla Sołowow.
Potrzebna strategia
Na jeszcze inną kwestię w kontekście przyszłości polskiej branży chemicznej zwraca uwagę Jarosław Michniuk, prezes Grupy Selena. Jego zdaniem, to czego najpilniej potrzebuje polski przemysł chemiczny, to bardzo precyzyjnie określona strategia odnosząca się do tego, co w ogóle nad Wisłą ma być w kolejnych latach produkowane.
– Nie mamy w kraju szans na rozwój chemii typu commodity, bo do produkcji masowej trzeba mieć zarówno surowce, jak i logistykę transportową, a tego nam brakuje. Zresztą to połączenie w Europie występuje tylko w wybranych miejscach, jak kompleks ARA lub niemieckie Ludwigshafen i Dormagen. Istnieje w tych miejscach silne zróżnicowanie surowcowe, a w dodatku bardzo dobrze rozwinięty jest transport rzeczny, dzięki któremu można barkami transportować chemikalia. My tego nie posiadamy, stąd konieczność rozwijania chemii wyspecjalizowanej – zauważa Jarosław Michniuk.
Często poruszane kwestie energetyczne stanowią także ważny postulat odnoszący się m.in. do postępujących prac nad umową o wolnym handlu między UE a Stanami Zjednoczonymi. Przykładowo organizacja Fertilizers Europe, będąca głosem europejskiego przemysłu nawozowego, zgłasza postulat wprowadzenia do umowy TTIP tzw. Energy Charter, czyli rozdziału o energii. Ten fragment umowy zawierać miałby wskazania do szybkiego zniesienia restrykcji w eksporcie surowców z USA do Europy. W myśl założenia, energia powinna być jednym z głównych filarów relacji UE z USA. Osobny rozdział energetyczny zawarty w TTIP byłby odpowiednim tego podkreśleniem. Wielu ekspertów twierdzi, że gdyby nie bariery administracyjne, które są w tym przypadku o wiele bardziej istotne niż występująca konieczność rozbudowy infrastruktury w postaci terminali w USA oraz gazociągów i interkonektorów w Europie, to już teraz można byłoby zacząć sprowadzać amerykański gaz do Europy. Tymczasem aktualnie eksport LNG zza oceanu wymaga każdorazowej zgody Departamentu Energii Stanów Zjednoczonych, który wydaje takie zezwolenia sporadycznie. Od 2010 r. wydał ich mniej niż 10, a wniosków było kilkaset.
CAŁY ARTYKUŁ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 6/2015 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY
WięcejSklep
Książka: Surfaktanty i ich zastosowanie w produktach kosmetycznych
95.00 zł
Książka: Atlas Mikrobiologii Kosmetyków
94.00 zł
Książka: Zagęstniki (modyfikatory reologii) w produktach kosmetycznych
78.00 zł
“Chemia i Biznes” nr 1/2025
20.00 zł
“Chemia i Biznes” nr 6/2024
30.00 zł
"Kosmetyki i Detergenty" nr 1/2025
30.00 zł
"Kosmetyki i Detergenty" nr 4/2024
30.00 zł
Emulsje i inne formy fizykochemiczne produktów kosmetycznych. Wprowadzenie do recepturowania
108.00 zł
WięcejNajnowsze
WięcejNajpopularniejsze
WięcejPolecane
WięcejW obiektywie
Legislacja, trendy i surowce: X edycja Konferencji Przemysłu Chemii Budowlanej
3 grudnia 2024 r. odbyła się w Warszawie 10. edycja Konferencji Przemysłu Chemii Budowlanej. W...
Marki własne w Kielcach
6 i 7 listopada br. do Targów Kielce na Targi Marek Własnych przyjechali przedstawiciele sektora marek...
Targi Packaging Innovations stałym punktem w branży opakowaniowej
W dniach 9-10 października br. w EXPO Kraków, odbyła się 16. edycja Międzynarodowych Targów...
Targi Warsaw Pack ważne dla sektora opakowań
Warsaw Pack to wydarzenie, gdzie liderzy branży prezentują najnowsze technologie pakowania i...