Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Budownictwo kołem napędowym polskiej gospodarki - Debata na temat przemysłu chemii budowlanej

2019-02-14

Prezentujemy zapis debaty, która odbyła się 4 grudnia 2018 r. podczas Konferencji Przemysłu Chemii Budowlanej, zorganizowanej przez EPS Media, wydawcę czasopisma „Chemia i Biznes”. W debacie udział wzięli: Michał Modrzejewski, dyrektor działu analiz branżowych w firmie Euler Hermes Collections; Oskar Solecki, dyrektor ds. marketingu w Grupie Atlas; Beata Toboła, dyrektor ds. rozwoju produktowego w spółce Selena; Małgorzata Walczak-Gomuła, prezes zarządu ASM – Centrum Badań i Analiz Rynku. Debatę prowadzili organizatorzy: Ewelina Płońska-Stepulak i Dominik Wójcicki.

Podczas organizowanej przez siebie konferencji Monitoring Rynku Budowlanego, jako firma ASM – Centrum Badań i Analiz Rynku przedstawiliście Państwo tezę, że budownictwo przeżywa wprawdzie w Polsce rozkwit, ale jednocześnie grozi branży kryzys. W jaki sposób uzasadnić dwie tak przeciwstawne składowe jednej opinii?

Małgorzata Walczak-Gomuła: Rzeczywiście, obecnie rynek budowlany dotykają pewne paradoksy. Mamy rewelacyjne wskaźniki, jeśli chodzi o wzrost produkcji budowlano-montażowej; znakomite dane dotyczące rozwoju budownictwa mieszkaniowego, a jednocześnie mamy problem z rynkiem pracy, z cenami materiałów budowlanych. Taki stan rzeczy związany z bardzo dobrym wzrostem odbywającym się w branży może potrwać jeszcze około dwóch lat.

Jeśli bowiem mamy problemy z cenami materiałów budowlanych, a one niebawem mogą dojść do pewnych maksymalnie wysokich granic, gdy brakuje pracowników na budowach, to siłą rzeczy w przyszłości te czynniki odbiją się na kondycji branży.

Drugą stroną rynku budowlanego są remonty. One z kolei mogą wydłużyć dobrą koniunkturę. Ponadto wchodzą na rynek różne instrumenty rządowe, które mają na celu jeszcze go dodatkowo pobudzić. Za kilka miesięcy będziemy wiedzieć, jak one zadziałają. W każdym razie obecnie sytuacja jest naprawdę dobra, ale trzeba mieć świadomość, że może się w pewnej chwili zmienić.

Zatem uściślijmy to, co słyszeliśmy. Produkcja budowlano-montażowa za 2018 r. po raz pierwszy w polskiej historii osiągnie poziom ponad 100 mld zł. Po pierwszych trzech kwartałach 2018 r. jej wartość (roboty o charakterze inwestycyjnym i remontowym zrealizowane przez firmy o zatrudnieniu powyżej 9 osób – przyp. red.) wyniosła 66,9 mld zł, czyli wzrosła o 22,9% r/r, i o 5,5% więcej niż po trzech kwartałach 2011 r., który to był rekordowy. Widzicie Państwo na przykładzie własnej działalności, że ten rekord będzie pobity?

Beata Toboła: Zacznę jednak może od rynku pracy. Gdy mowa o braku pracowników, to mamy dwa rodzaje problemów związanych z tym faktem. Cały czas borykamy się z brakiem wykwalifikowanych pracowników, a z drugiej strony mamy do czynienia z rosnącymi kosztami pracy. Do ubiegłego roku wzrost kosztów pracy w naszym przypadku to było 8%. I oczywiście, z jednej strony konsument chce inwestować, co nas cieszy, ale z drugiej strony, żeby inwestować, to musi więcej zarabiać, w związku z czym jako pracodawcy, a jednocześnie producenci, ponosimy wyższe koszty, co musi się odbijać na cenie produktów.

Selena działa na specyficznym rynku materiałów wykończeniowych. Produkcja naszych wyrobów wzrasta, ale z uwagi na specyfikę rynku jesteśmy bardziej odporni na wahania koniunktury. Skoro w naszej ofercie znajdują się produkty do wykończenia wnętrz, to my na budowę wchodzimy później, w związku z czym później odczuwamy wzrost zapotrzebowania na produkty związany z obecną koniunkturą. Niemniej dla Seleny 2018 r. na pewno jest bardzo dobry i to będzie miało odbicie w wynikach rocznych.

Oskar Solecki: Notujemy jako Atlas wzrosty dwucyfrowe. Jako Grupa mamy w portfolio różne spółki i one wszystkie osiągają podobne wzrosty. Spoglądamy jednak na rynek trochę inaczej, bo przez mikro rynki. Nasza sprzedaż w około 30% pokrywana jest przez sektory DIY (zrób to sam – przyp. red.). Niemniej, jeśli już padła opinia o gigantycznych wzrostach rynkowych, to chciałbym powiedzieć, że to nie jest prawda, przynajmniej pod względem ilościowym. Co innego wzrosty w ujęciu wartościowym, ale gdy zostaniemy przy zmianach sprzedaży na poziomie wolumenowym, to one wcale nie są takie wielkie. Dla przykładu, rynek  klejów do ceramiki wzrósł w 2018 r. względem wcześniejszego roku o 1%, rynek fug o 1,5%, rynek podkładów i posadzek o 3%, rynek produktów gipsowych, gładzi i tynków o 4,5-5%. Wszystko to są rynki stabilne, gdzie wzrosty są umiarkowane i na pewno nie tak imponujące, jak to się powszechnie przedstawia.

Jako Grupa Atlas rośniemy przede wszystkim dzięki temu, co odbierzemy konkurencji. Jednocześnie rośniemy szybciej niż rynek o dwa lub trzy razy w zależności od kategorii produktowej.

Czy jest zatem jeszcze pole do dalszego wzrostu ilościowego, czy to, co jest obecnie, to pewien pułap nasycenia rynku?

Oskar Solecki: Jeśli popatrzymy na kanały sprzedaży, to szybciej rośnie w Polsce kanał sprzedaży tradycyjnej, czyli poprzez dystrybucję. Staramy się docierać do 5 tys. punktów sprzedaży i widzimy, że rynek tradycyjny wzrasta nieznacznie szybciej niż rynek DIY. Bazujemy, jako dostawca produktów, na mikroprzedsiębiorstwach, a nie dużych firmach wykonawczych, więc nie korzystamy z obecnej koniunktury pełnymi garściami, ale też przy spowolnieniu rynkowym nie mamy wysokich spadków. Nasz biznes jest oparty na 120 tys. wykonawców, więc to daje nam przewagę i bezpieczeństwo. I tak, jak powiedziałem: ilościowych wzrostów w segmencie wykończeniowym z obydwu kanałów sprzedaży nie ma. Są wzrosty wartościowe o ok. 7-8%. Społeczeństwo się bogaci, podąża w kierunku produktów premium, odrzuca marki słabe i nieraz nawet odwleka inwestycje w czasie, żeby uskładać więcej pieniędzy i przeprowadzić daną inwestycję remontową raz a dobrze, ale też za wyższą cenę.

Z wielu stron rynku budowlanego słychać głosy, że istnieje duża presja na marże, a niektóre kontrakty realizowane są na skraju opłacalności lub są wręcz nieopłacalne finansowo. Czy jest to problem, który łatwo wyeliminować?

Michał Modrzejewski: Mamy twarde dane mówiące o tym, że produkcja budowlanomontażowa w Polsce rośnie, zwłaszcza jeśli chodzi o rynek mieszkaniowy. Z drugiej strony mamy również twarde dane, które pokazują, że spadają marże firm wykonawczo-budowlanych. Jak to wpływa lub dopiero wpłynie na marże osiągane przez producentów materiałów budowlanych, to dopiero zobaczymy.

Cieszę się z wypowiedzi przedstawiciela Atlasa, który wskazuje, że istnieją niewielkie wzrosty ilościowe, jak również wysokie wzrosty wartościowe.

Jeśli spojrzymy na wzrost rynku, to w tym samym czasie mamy do czynienia z 16% przyrostem wartości w stosunku do roku wcześniejszego po pierwszym półroczu, ale notujemy również znaczący wzrost kosztów produkcji, o ok. 17%. Jeśli mieliśmy marże w okresach, gdy nie było boomu budowlanego, na poziomie 5,6%, to w tej chwili w stosunku do roku wcześniejszego marżowość spadła i wynosi 3,2%.

Istnieje wiele czynników, które o tym decydują. Po pierwsze, mamy wzrost cen materiałów do produkcji. W Polsce niektórych materiałów brakuje, ponieważ fabryki zakontraktowały swoją produkcją na eksport w związku ze spadkiem dwa lata temu naszego ratingu. Po prostu właściciele zagraniczni stwierdzili, że skoro jesteśmy źle oceniani, to oni będą sprzedawać produkcję na rynkach zagranicznych. W niektórych asortymentach zatem brakuje towarów, więc są one automatycznie drogie.

To, że rosną ceny, to wcale nie oznacza, że rośnie marża. U producentów jest lepiej, ale u firm budowlanych gorzej. Czy ja widzę szansę na poprawę marżowości? Nie widzę, gdyż jesteśmy w szczycie boomu, który potrwa jeszcze dwa lata. Prawdziwe załamanie marżowości przyjdzie dopiero za dwa lata. Wszyscy liczymy, że będziemy budować, ale w tym czasie nie wykonuje się remontów w takiej skali, jak mogłoby to być możliwe. Zatem materiałów na rynku budowlanym nie przybędzie.

Na pierwszy rzut oka trudno w to uwierzyć, by ktoś pracował po to, żeby dokładać. Ze swojej perspektywy Grupa Selena i Grupa Atlas to widzą? Rentowność faktycznie jest obecnie problemem?

Oskar Solecki: Nasza sytuacja jest trochę specyficzna, bo właściciel nieco inaczej patrzy na biznes niż robiłaby to korporacja, gdzie własność jest rozproszona. Dla nas bardzo ważny jest wynik w dłuższym okresie czasu. Właściciel rozumie, że nie musi generować takich marż, jak 10 lat temu, bo warunki są inne. Nie ma presji, że każdego roku wynik ma być poprawiony.

Staramy się jednak uciekać do przodu. W ostatnim czasie mocno inwestowaliśmy w zespół handlowy i zespół wsparcia sprzedażowego i technicznego. W przeciągu minionych czterech – pięciu lat dołożyliśmy do wyników sprzedaży 70 mln zł z tytułu trzech produktów, które cechują się ponadstandardowo wysoką marżowością. Wprowadziliśmy więc na rynek dodaną wartość, innowacje produktowe, technologie i wsparcie sprzedaży.

Jeżeli marżowość dla Atlasa w kluczowych kategoriach to ponad 50%, to na tych nowych produktach jest to ponad 60%. Staramy się szukać efektywności w aktywności sprzedażowej, w tzw. back office, a nie w produkcie.

Grupa Atlas składa się z wielu spółek, więc centralizujemy pewne rzeczy na poziomie zakupów, księgowości. Wdrażamy procesy cyfryzacyjne zgodnie z obecnymi trendami. W tych aspektach znajdujemy oszczędności. Marżowość natomiast nie jest dla nas pierwszorzędnym tematem.

Beata Toboła: Pomimo tego, że od 2017 r. Selena i inne spółki z naszej branży mają problemy z sytuacją na rynku surowcowym, na którym to ceny wzrosły o 20-30%, głównie chodzi o silikony czy piany, to jednak, jako Grupa, nie przerzucaliśmy całego wzrostu cen na klienta. Po naszej stronie także pozostała część wzrostu kosztów wytworzenia produktów. Szukamy natomiast oszczędności po stronie procesów, za pomocą wzrostu innowacyjności produktowej. Również koniunktura na rynku sprzyja nam w osiąganiu tego celu, ponieważ klient jest bardziej świadomy, wybiera produkty lepsze jakościowo, a co za tym idzie droższe, więc i w tym kierunku koncentrujemy działania. Zbudowaliśmy innowacyjną grupę pianoklejów, będących dla nas aktualnie produktem numer jeden, na którym możemy uzyskiwać wysokie marże.

Oczywiście rentowność jest problemem. Jednak podejmujemy wysiłki, by konsolidować obszary sprzedażowe, produktowe, magazynowe, zyskując tym samym oszczędności w procesach. Nie zapominamy jednak o tym, że podwyżki cen surowców są najistotniejszym czynnikiem w kontekście tematu, o którym mowa.

Wróćmy jeszcze do rozmowy o rynku. Czy teza, że budownictwo przeżywa boom, ale jednocześnie grozi branży kryzys, to jest jedynie autorska opinia firmy ASM, czy też podziela ją już niezależnie od Was coraz więcej uczestników rynku?

Małgorzata Walczak-Gomuła: Nawet ta rozmowa i wypowiedzi osób z Grupy Atlas i Grupy Selena pokazują, że wprowadzane są do firm rozwiązania, które za dwa lata mają sprawić, że nie będzie sytuacji kryzysowej.

Widzimy dualizm na rynku: wciąż są bardzo dobre wskaźniki, bo mamy koło zamachowe w postaci konsumpcji wewnętrznej i rozpędzonej gospodarki, ale wszyscy też widzą, że są problemy z rynkiem pracy.

Więksi przedsiębiorcy w odpowiedzi na te problemy rozpoczynają np. wdrażanie rozwiązań związanych z automatyzacją produkcji, z jej robotyzacją. Jest to rzecz wymuszona przez obecną koniunkturę. Są problemy z surowcami i cenami materiałów budowlanych. Czasami problemy z cenami załatwia większy wolumen sprzedaży, natomiast kwestii surowcowych zazwyczaj nie da się złagodzić i te ceny zapewne nadal będą rosnąć.

Pan Oskar Solecki mówił, że w jego firmie przyjęto pewien model sprzedaży, ale w przypadku koniunktury, z którą mamy obecnie do czynienia, większość sprzedaży i tak idzie na inwestycje. To, że sprzedaż w rynku DIY nie rośnie wynika z rodzimej specyfiki rynku, na którym dominuje nowe budownictwo. Gdy jednak popatrzymy na kraje rozwinięte, np. Niemcy, to tam sprzedaż materiałów budowlanych jest generowana głównie przez remonty. W takiej sytuacji można już zatem mówić o pewnej stabilizacji rynkowej i o wzrostach rzędu 2-3%.

Jest to sytuacja akceptowalna, bo rynek remontów generalnie rośnie w ten właśnie sposób: jest to rynek podwykonawstwa i małych inwestorów. Natomiast w przypadku nowego budownictwa mieszkaniowego, które teraz napędza nasz rynek, jest to sprzedaż idąca głównie na inwestycje.

Cały czas jednak powtarzam, że jest szansa na odwrócenie obecnej struktury rynku i wtedy de facto będzie można mówić o czasie, który nastanie za dwa lata, że to nie kryzys, ale tylko spowolnienie, choć wciąż na niedużych wzrostach. Tak będzie się zachowywał rynek, jeśli zyska wysoki poziom dojrzałości. Mam nadzieję, że tak się stanie, ale to zależy od różnych mechanizmów, które są obecnie wprowadzane, od tego czy producenci zautomatyzują działalność, czy będą potrafili poszukać możliwości zmian marżowych i nieprzerzucania wszystkiego na klientów. Gdy do tego dojdzie, to zapewne za dwa lata uda się odetchnąć i mówić jedynie o wyhamowaniu, a nie kryzysie.

Jaki jest stan gospodarki na koniec 2018 r., jeśli przyjąć, że budownictwo jest jednym z podstawowych mierników ogólnej sytuacji gospodarczej w kraju?

Michał Modrzejewski: Patrząc na wzrost PKB, widać, że jest on bardzo pozytywny. Z drugiej strony można się też posługiwać wskaźnikiem PMI, który obrazuje, czy polscy przedsiębiorcy żywią dużą nadzieją na przyszłość i na rozwój. Wartość wskaźnika PMI w ostatnich sześciu miesiącach mocno spadła, poniżej 50 punktów. To oznaczałoby, że przedsiębiorcy nie dostrzegają pozytywów w odniesieniu do przyszłości. PMI jest naturalnie wskaźnikiem subiektywnym, w przeciwieństwie do PKB, ale pokazuje pewne nastroje.

Jeśli patrzymy na Europę, czyli główne miejsce naszego eksportu, zwłaszcza zaś na rynek niemiecki, to tam już od pół roku występuje spadek produkcji. Dla mnie osobiście bardzo ciekawa jest zawsze analiza rynku transportowego. O ile przez dwa lata nie mieliśmy tam upadłości, to teraz takie upadłości się pojawiły. To oddaje spadek zamówień i możliwe spowolnienie wzrostu PKB.

Wracając zaś do budownictwa, to na rynku deweloperów do tej pory było tak, że mieszkania były kupowane na inwestycje. W tej chwili natomiast kupowane są całe bloki, a nie pojedyncze mieszkania. Oznacza to, że nie ma pewnej siły nabywczej pochodzącej od konsumentów, a zakupy, które są, to realizują je duzi inwestorzy.

Podsumowując: twarde spojrzenie rynkowe mówi, że sytuacja w gospodarce jest pozytywna. Oczekiwania przedsiębiorców tego jednak nie oddają.


CAŁĄ DEBATĘ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 1/2019 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY.


 


chemia budowlanaASM - Centrum Badań i Analiz RynkuGrupa AtlasGrupa SelenaEuler Hermes Collections

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie