Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Reportaż z targów K: każda innowacja ma swój początek

2016-12-08  / Autor: Dominik Wójcicki

Trzy dni pobytu na targach K to za mało, żeby zapoznać się ze wszystkimi nowościami tam prezentowanymi, ale i osiem dni, czyli tyle, ile trwają targi byłoby czasem zbyt krótkim, by wszystko zobaczyć.

Po raz czwarty byłem w Düsseldorfie z okazji targów K, czyli odbywającej się co trzy lata największej na świecie wystawie dla przemysłu tworzyw sztucznych. Choć doświadczenie związane z odwiedzinami tej wystawy mam już całkiem spore, to jednak i tym razem zdarzyły się rzeczy nowe i niekoniecznie spodziewane.

Mija dwudziesta minuta pobytu w pierwszej wizytowanej hali – łącznie zobaczę ich pięć na 19 istniejących – gdy podchodzi do mnie dziewczyna w białej sukni, imitującej ubranie ślubne, a w dodatku z biegnącą wzdłuż tej sukni szarfą „Merry me at Plasper”, co oznacza ni mniej, ni więcej, tylko „wyjdź za mnie” (Plasper to nazwa firmy). Będąc na miejscu, próbuję się dowiedzieć czegoś więcej o spółce, która w taki dziwny sposób postanowiła zwrócić moją uwagę. To hiszpańskie przedsiębiorstwo produkujące m.in. koncentraty barwiące do tworzyw sztucznych. Rozmowa szybko schodzi na obecną sytuację w branży masterbaczy, której jestem ciekaw. Z perspektywy moich dyskutantów jest źle, zwłaszcza z uwagi na fakt, że pojawiło się duże ryzyko zakwalifikowania bieli tytanowej do grona związków stwarzających zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. Wprawdzie firma tłumaczy, że można byłoby wprowadzać koncentraty oparte na innych białych pigmentach, ale jest to rozwiązanie, którego chciałaby uniknąć, uważając, że objęcie bieli tytanowej surowymi regulacjami doprowadziłoby do utraty rynku i konkurencyjności przez wiele podmiotów z branży tworzyw sztucznych.

Ledwo wystartowały targi i był to już mój drugi kontakt z uczestniczącymi w nich Hiszpanami. Pierwszy był chwilę wcześniej w centrum prasowym i stanowił niejako zapowiedź, że tegoroczne targi K będą jeszcze większe niż zwykle. Tym razem, w przeciwieństwie do poprzednich wizyt na K, proces uzyskania akredytacji przebiega znacznie dłużej. Osoba odpowiedzialna za ich wydawanie dopytuje się o szczegóły: czym zajmuje się redakcja „Chemii i Biznes”, czy na swoich łamach podejmowała już temat targów K, prosi o pokazanie odpowiednich artykułów umieszczonych w internecie, wreszcie o egzemplarz numeru i wskazanie w nim zarówno mojego nazwiska, jak również przykładowej publikacji o K. Otrzymuje wszystko to, czego potrzebuje, może wydać akredytację, ale ta dbałość o detale jest zaskakująca. Pytam skąd taka troska, bo dawniej wszystko odbywało się w mgnieniu oka i bez weryfikacji. Pani z obsługi targowej odpowiada, że jest tak wielkie zainteresowanie wystawą ze strony mediów, że konieczne jest ich sprawdzanie. Mam zresztą okazję zobaczyć to na własne oczy, bo stojący za mną w kolejce dziennikarz z Hiszpanii nie jest w stanie przedstawić tych samych świadectw, których oczekiwano ode mnie, w efekcie czego słyszy, że darmowej akredytacji nie może otrzymać.

Ostatecznie jednak Hiszpan sobie poradził, bo widzę go następnego dnia na konferencji organizowanej przez PlasticsEurope.

Stowarzyszenie prezentuje raport o obecnej sytuacji na rynku tworzyw sztucznych. Zapamiętuję interesującą ciekawostkę. Patrick Thomas, szef PlasticsEurope i prezes firmy Covestro, podkreśla wielką rolę recyklingu dla rozwoju przemysłu tworzyw sztucznych. Niby nic odkrywczego, ale podaje przykład. Oto koncern Nike chciał swego czasu, aby klienci oddawali do sklepów zniszczone obuwie, którego podeszwy produkowane są z tworzyw, głównie poliuretanu. W ten sposób materiał można byłoby poddawać recyklingowi i w dalszym ciągu wykorzystywać zamiast marnować. Pomysł nie spotkał się z odzewem ze strony konsumentów, a zdecydowało o tym zażenowanie przed oddawaniem znoszonych butów.

Jak przyznał Thomas, ludzkie zachowanie i przyzwyczajenia to wciąż element, nad którym branża musi pracować, by wdrażać w życie idee zrównoważonego rozwoju.

 

W każdej sekundzie pobytu na K nie sposób nie zauważyć wielkiego zainteresowania, jakim się cieszą. Moja pierwsza myśl po przekroczeniu progu pawilonów wystawienniczych jest taka, że tyle osób jeszcze nigdy tutaj nie widziałem. Następnego dnia ta intuicja znajdzie swoje potwierdzenie w faktach. Na Twitterze czytam, że pierwsze trzy dni K przyniosły frekwencyjny rekord. W halach pojawiło się 38,5 tys. osób, czyli o 2,5 tys. więcej niż w analogicznym momencie edycji sprzed trzech lat.

W tym tłumie nader często słychać język polski. To zresztą nie dziwi, bo już w samolocie do Düsseldorfu trwały targowe rozmowy. Niestety skrawki polskich rozmów na korytarzach targowych pawilonów kontrastują z niemiłym wrażeniem wywołanym przez organizatorów. Oficjalne hasła na dużych banerach przed głównymi wejściami do Messe Düsseldorf witają gości w 17 językach, m.in. po czesku, szwedzku czy fińsku. Polskiego „Witamy Was” nie sposób jednak dostrzec. Tymczasem jako kraj jesteśmy na 15 miejscu pod względem liczby wystawców. Polskich firm jest na K 35, dla porównania czeskich 26, szwedzkich – dziewięć, a fińskich – osiem. Brak polskiego powitania to oczywiście drobiazg, ale być może mówi więcej niż na pierwszy rzut oka może się wydawać.

Zagraniczne firmy pytane o ważność polskiego rynku odpowiadają, jak łatwo się domyślić, że jest on bardzo ważny. Ciekawej charakterystyki udziela Reiner Delp, dyrektor z firmy Merck. Twierdzi, że w wielu punktach obsługa polskiego rynku jest łatwiejsza niż niemieckiego, bo wśród odbiorców jest więcej firm rodzinnych, co skraca czas podejmowania decyzji. Ponadto łatwiej prowadzić w Polsce działania marketingowe, bo cykl życia produktów jest dłuższy niż jeden rok.

Nie było polskich akcentów językowych przed wejściami na teren Messe Düsseldorf, ale za to pojawiły się w małej targowej kapliczce. Tam napis „Bóg jest wśród nas” figurował obok tego samego stwierdzenia wypisanego w innych językach. Istnienie takiego miejsca skupienia to zresztą ciekawa rzecz, bo z jednej strony targi są przecież wydarzeniem biznesowym, dotykającym jak najbardziej ziemskiej rzeczywistości. Z drugiej jednak strony udostępniają przestrzeń do modlitwy, czyli okazję oderwania się od codzienności. Na zapleczu jednej z hal znaleźć można dwa nieduże pomieszczenia: chrześcijańskie i muzułmańskie. Pierwsze, gdy akurat obok niego przechodziłem, było puste. W środku leżała otwarta księga, do której można się było wpisywać. Zerkam – ostatni wpis jest po polsku. To podziękowanie za zdrowie, za możliwość bycia w tym miejscu i szansę realizowania swoich marzeń. Podpisane: Patryk z Łodzi.

Umiejscowione z kolei nieco dalej lokum wita rzędem butów wystawionych przed drzwiami. To oznaka, że wewnątrz zebrali się muzułmanie. Faktycznie, nawet w momencie mojego spoglądania w tę stronę dwóch brodatych, młodych mężczyzn zdejmuje obuwie i znika w środku. Wymowny obrazek: pusta kaplica i żyjący mini meczet. Może w niedzielę, gdy w chrześcijańskiej kaplicy odprawiano mszę katolicką i ewangelickie nabożeństwo była w tym miejscu inna frekwencja.

Wątek obecności naszego języka wraca znów na stoisku koncernu SABIC. Piotr Kwiecień, szef firmy w naszym kraju wręcza teczkę z materiałami prasowymi i od razu podkreśla, że są także w rodzimym języku. Odpowiadam, mając już za sobą doświadczenie trzech dni, że jest SABIC jedną z nielicznych firm, która na miejscu posiada komplet materiałów po polsku. Piotr Kwiecień kwituje to śmiechem i słowami „jesteśmy simply the best”.

To nie jedyny kontakt z wystawcami z Bliskiego Wschodu. Trafiam na stoisko irańskiego National Petrochemical Company. Bardzo miłe przyjęcie i duże zainteresowanie gościem z Polski. Mój rozmówca - niestety nie potrafię go przedstawić z imienia i nazwiska, bo pewnie przez pomyłkę wręczył mi wizytówkę z pismem arabskim, którego nie sposób odczytać - z wyraźną dumą opowiada o rozwoju branży petrochemicznej w jego kraju.

 

Jeszcze w 2002 r. w Iranie istniały tylko trzy kompleksy produkujące tworzywa sztuczne. Teraz jest ich aż 25, a w różnej fazie rozwoju znajdują się kolejne 24. Na początku tego wieku produkowano w państwie ze stolicą w Teheranie 840 tys. ton polimerów rocznie, teraz jest to 7,7 mln ton. Niebawem przybędzie kolejnych 5 mln. Największy obiekt wytwórczy o mocach 835 tys. t/r. specjalizuje się w produkcji tworzywa PET i należy do firmy Tondgooyan. W największych ilościach wytwarza się w Iranie polietylen wysokiej gęstości (1,87 mln t/r.) i liniowy polietylen niskiej gęstości (1,58 mln t/r.).

Pytany o powody takiego gwałtownego rozwoju Irańczyk wyjaśnia, że to zasługa odkrycia jednych z największych na świecie pól gazu ziemnego. Pozwoliło to nie tylko zbudować przemysł petrochemiczny, ale też napędzić inne sektory gospodarki, które wykorzystują tworzywa sztuczne. Umożliwiło też Iranowi stać się znaczącym światowym eksporterem omawianych surowców. Dość powiedzieć, że wedle mojego rozmówcy, w Iranie średnie zużycie tworzyw sztucznych na osobę jest wyższe niż średnia dla całego świata. Na koniec spotkania gospodarz prosi, bym powiedział jak po polsku wymawia się nazwę jego kraju. Analogicznie ja chwilę potem proszę o to samo. Mniej zrozumiała jest nazwa perska dla Polaka, niż polska dla Irańczyka.

Ten końcowy akord pokazuje coś przyjemnego, mianowicie otwartość rozmówcy z innego kręgu kulturowego. To coś zupełnie innego niż w przypadku Japończyków.

Oto stoisko firmy Kaneka. Z Shunichi Naką, generalnym menadżerem firmy, rozmawiam około pięciu minut na temat nowości pokazywanych przez spółkę. Odpowiada profesjonalnie, choć samemu nie inicjuje nowych wątków. Na koniec proszę go o podanie kontaktu mailowego do siebie. Jest wyraźnie zdziwiony tą prośbą, odmawia, ale ponawiam swe oczekiwanie, wręczając mu jako pierwszy kontakt do siebie. Po chwili bezczynności odpowiada tym samym. Jednocześnie otwarcie pyta, po co mi jego adres mailowy? Odpowiadam, że być może kiedyś będę go potrzebował. Nie przekonuje go to wyjaśnienie.

Firma Kaneka, choć wywodzi się z Japonii, ma jednak swoją siedzibę także w Belgii. Po pożegnaniu się z menadżerem generalnym podchodzi do mnie Europejczyk. Widocznie słyszał rozmowę i wyjaśnia, że prośba o podanie adresu mailowego to coś, co zdaniem pana Naki wydarzyło się zbyt szybko i do czego ludzie w Japonii są nieprzyzwyczajeni, tym bardziej, że mój rozmówca w ogóle mnie przecież nie zna.

Całkowicie inną postawą, co oczywiście wpisuje się w stereotyp kulturowego postrzegania różnych nacji, emanuje pochodząca z Brazylii Maria Luiza Cuca Abbott. Uśmiech, łatwość nawiązywania relacji, duże zainteresowanie przybyszem z Polski. Jest przewodniczką po stoisku koncernu Braskem. Serwuje barwną opowieść o Brazylii, z której to firma się wywodzi. Opowiada o ostatnich inwestycjach Braskemu, m.in. w Niemczech, gdzie uruchomił centrum badawczo-rozwojowe.

Jeśli jednak goszczę na stoisku firmy brazylijskiej, to pojawia się kojarząca się z tym krajem kawa. Choć bynajmniej nie do picia. Jedną z głównych atrakcji wystawy Braskemu są kubeczki do picia tego napoju. Optycznie i w dotyku sprawiają wrażenie typowych opakowań z tektury. Mojej przewodniczki taka odpowiedź nie dziwi, widocznie inni, których oprowadzała po stoisku firmy, także wskazywali na tekturę. Tymczasem okazuje się, że kubeczki powstają z polietylenu i są owocem kooperacji z holenderską firmą. Braskem dostarcza swój firmowy zielony polietylen, a Holendrzy produkują z niego kubki. Proste rozwiązanie, żaden przełom technologiczny, ale wedle wyjaśnień Marii Luizy najważniejszy biznesowy kontrakt spółki w ostatnim czasie. A warto wiedzieć, że chodzi o firmę, która w ubiegłym roku uzyskała 12 mld dolarów przychodów.

Temat kubków do kawy ma ciąg dalszy, ale już na innym stoisku. Początkowo się temu dziwię, bo żadną miarą nie można tak banalnego wyrobu zakwalifikować do kategorii hitów. Tyle tylko, że jest przecież wytwarzany w miliardach sztuk rocznie, co zmienia optykę. Z uwagi na wolumen produkcji musi być to obszar biznesowy umożliwiający zarobek. Upewnia mnie w tym wizyta na stoisku firmy Corbion z Holandii. Wszyscy tam trafiający otrzymują tworzywowe kubeczki z informacją, że powstały one z polilaktydu, w produkcji którego specjalizuje się to przedsiębiorstwo.


CAŁY ARTYKUŁ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 6/2016 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY


 


tworzywa sztuczneMesse Düsseldorftargitargi K

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie