Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Jak Rosjanie "polują" na polską chemię?

2014-01-09

Biznes przenikający się z polityką stanowi front, na którym od kilkunastu miesięcy toczy się walka – rosyjski koncern nawozowy próbuje przejąć kontrolę nad polskim przemysłem chemicznym. Końca wojny nie widać, ale jak to na wojnie w jej wyniku powstaje nowy ład. Tak się też dzieje w przypadku rodzimej branży chemicznej, gdy w grę wchodzą relacje między Grupą Azoty a rosyjskim koncernem Acron.

Konflikt z polskiej perspektywy wygląda następująco: rosyjski oligarcha dąży do opanowania ważnej gałęzi przemysłu sąsiedzkiego państwa, by je osłabić nie tylko w obszarze chemii, ale i dalszych możliwości rozwojowych. Z kolei z perspektywy rosyjskiej, to uprzedzeni Polacy tworzą bariery polityczne, które z punktu widzenia globalnego rynku są całkowicie niezrozumiałe.

Jakkolwiek ciąg zdarzeń, w ramach których koncern Acron próbuje zyskać wpływ na Grupę Azoty będzie jeszcze przebiegał, już teraz doprowadził do największych od lat przetasowań w polskiej branży chemicznej. Całkowicie, choć nie wiadomo na jak długo, odmienił też spojrzenie Skarbu Państwa na przyszłość i swoje zaangażowanie w inicjowanie rozwoju tego przemysłu. Sprowokował do stawiania pytań wykraczających poza wąsko pojęty biznes chemiczny, mianowicie bezpieczeństwo energetyczne kraju i jego niezależność względem potężnego sąsiada. Uwikłał Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i polityków, stając się sprawą polityczną, gdy okazało się, że o lobbing na rzecz Rosji podejrzewany jest były prezydent RP i najważniejszy doradca urzędującego premiera. Zawirowania wokół Acronu i Grupy Azoty stały się też przedmiotem debaty w polskim parlamencie oraz rzadko spotykanych w międzynarodowej dyplomacji nacisków rosyjskich deputowanych na władze sąsiadującego z nimi państwa. Pojawiły się nawet spekulacje, że mogły one pośrednio doprowadzić do dymisji jednego z ministrów RP. Jeśli do tego wszystkiego dodać, że odpryski batalii o przyszłość polskiej branży chemicznej znaleźć można wokół tak odległej od niej tematyki, jak przyszłość otwartych funduszy emerytalnych, to widać, że losy rodzimego przemysłu chemicznego były w mijającym roku jednym z najważniejszych czynników tworzących krajobraz polityczno gospodarczy nad Wisłą.

Kim jest "przeciwnik"?
Mający swe centrum w Nowogrodzie Wielkim, w północno-zachodniej Rosji Acron zatrudnia 15,6 tys. osób i posiada trzy ośrodki produkcyjne (dwa w Rosji i jeden w Chinach). Istnieje od 1961 r. i jest czołowym europejskim producentem nawozów mineralnych i amoniaku. W swoim portfolio dysponuje ok. 40 produktami chemicznymi, które są sprzedawane do 60 krajów na całym świecie. Dodatkowo może się pochwalić szerokim dostępem do bazy surowcowej w postaci potasu i fosforytów w Rosji i Kanadzie. W ubiegłym roku obroty spółki wyniosły 2,1 mld dolarów, a zysk 601,2 mln dolarów. Dla porównania Grupa Azoty wygenerowała w 2012 r. przychody na poziomie 7,09 mld zł i zysk w wysokości 315,3 mln zł. Koncern notowany jest na giełdach w Moskwie i Londynie.

Ster w firmie trzyma Wiaczesław Mosze Kantor. Traktowany dziś w naszym kraju jako jeden z głównych wrogów nadwiślańskiego przemysłu biznesmen, to 39 najbogatszy Rosjanin z majątkiem szacowanym na 2,3 mld dolarów.  Charakterystyka tej postaci jest bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać, ale ma znaczenie dla zrozumienia szczegółów dotyczących rozgrywki o polską chemię.

Nie jest Kantor agentem Kremla, który w imieniu rosyjskiego państwa dokonuje zamachu na pomyślność polskiego biznesu, choć oczywiście jego aktywność jest Rosji bardzo na rękę i stanowi przedłużenie jej wpływów.

Jego związki z ekipą Władimira Putina uznawane są za raczej słabe, choć też uczynił w ostatnich latach wiele, by to zmienić. Oczywiście nie są to jednak związki tak słabe, by mógł podzielić los miliarderów, których Moskwa skazała na banicję albo więzienie. Nie jest zresztą tajemnicą udział Kantora w operacji przeciwko Michaiłowi Chodorkowskiemu, najsłynniejszemu dzisiaj rosyjskiemu więźniowi, którego dowody winy dostarczył właśnie szef Acronu.  We wrześniu tego roku prezydent Putin przesłał Kantorowi życzenia z okazji jego 60 urodzin. W depeszy napisał, iż solenizant „znany jest jako człowiek sukcesu i przedstawiciel rosyjskiego biznesu, a także błyskotliwy i twórczy biznesmen, dla którego ważna jest działalność publiczna i charytatywna”.

Znalazł także szef Acronu w Rosji parlamentarzystów, którzy w lutym br. w trakcie wizyty polskich posłów w tym kraju oskarżali ich o dyskryminowanie oligarchy i domagali się dymisji ministra SP Mikołaja Budzanowskiego, który zdecydowanie przeciwstawił się Kantorowi. Budzanowski posadę kilka miesięcy później stracił.

 

 

 

Największych profitów z bycia w sąsiedztwie władzy doświadczył jednak Kantor za czasów prezydentury Borysa Jelcyna. Symbolem złotych dla niego lat 90. jest przejęcie 20 lat temu właśnie Acronu. Za 35% prywatyzowanej wtedy firmy zapłacił równowartość wzbudzającej nawet w 1993 r. śmiech kwoty 200 tys. dol. Na ówczesnym rynku cena za tonę nawozów sięgała 140 dol., a moce wytwórcze fabryki wynosiły 4 mln t/r., co dawało wartość rocznej sprzedaży na poziomie 560 mln dol. Rok później także za bezcen został właścicielem kombinatu Dorogobuż, który stał się częścią Acronu.

Chociaż od lat mieszka w Szwajcarii, przyznając w dodatku, że rosyjskie jest jego drugim obywatelstwem po izraelskim, to gdy dwa lata temu rosyjski rząd zwrócił się do przemysłu, aby z powodu suszy nie podnosił cen nawozów, Kantor okazał się jednym z pierwszych, którzy wezwania posłuchali. Kwestia pochodzenia oligarchy nie została jednak przywołana jako ciekawostka. Jest on przewodniczącym Europejskiego Kongresu Żydów i kwestię tę podniósł już w batalii o Grupę Azoty, dając do zrozumienia, że niechęć wobec jego osoby może być motywowana antysemityzmem. To oskarżenie absurdalne, ale poręczne, gdyż może stanowić broń gotową do użycia w momencie wywierania międzynarodowej presji na polski rząd, który jak dotąd blokuje mu dostęp do naszego rynku.

Jak przemysł chemiczny stał się strategicznym?
Początek starań Acronu o Grupę Azoty, choć jeszcze wtedy nazwa ta nie obowiązywała i mówiło się o Zakładach Azotowych w Tarnowie – Mościcach, to maj ubiegłego roku. Za pośrednictwem luksemburskiego Norica Holding Rosjanie opublikowali wezwanie do zakupu akcji tarnowskiej spółki, będącej już właścicielem zakładów w Kędzierzynie – Koźlu i Policach. Czterokrotnie przedłużali termin wezwania, proponując kupno 66% akcji ZAT początkowo za 36 zł za papier, a potem za 45 zł. Wezwanie nie powiodło się i Norica Holding nabył tylko nieco ponad 12% udziałów. Potem stopniowo zwiększał stan posiadania i aktualnie dysponuje już 15,34% akcji, będąc drugim najważniejszym udziałowcem Grupy Azoty. Pozostali akcjonariusze firmy to Skarb Państwa (33%), ING Otwarty Fundusz Emerytalny (9,96%), Aviva OFE, Aviva BZ WBK (7,86%), TFI PZU (8,76%), Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (5,75%) oraz drobni inwestorzy (19,33%).

Odpierając ubiegłoroczne wezwanie i broniąc dominującej pozycji w Grupie Azoty, Skarb Państwa wspólnie z zarządem firmy doprowadził do podwyższenia kapitału w spółce, a następnie przejęcia Zakładów Azotowych Puławy. Firma z województwa lubelskiego także była pośrednio zagrożona wejściem do Polski Acronu. Gdyby stało się ono faktem, to utraciłaby znaczną część krajowego rynku.

Fuzja Tarnowa z Puławami zapoczątkowała proces konsolidacji przedsiębiorstw Wielkiej Syntezy Chemicznej w Polsce. Jednocześnie całkowicie przewartościowała podejście Skarbu Państwa do roli tej branży.

Definiując zamiary Acronu względem Grupy Azoty, ówczesny szef MSP Mikołaj Budzanowski, a w ślad za nim także jego następca Włodzimierz Karpiński i inni politycy wprowadzili do dyskursu pojęcie „wrogiego przejęcia”. Tym samym nastała dziwna sytuacja, którą z różnych względów mało kto zauważał. Rząd wolał o niej nie mówić, bo przyznawałby się do niekonsekwencji i złej oceny sytuacji w przeszłości. Największej partii opozycyjnej też nie wypadało faktu podkreślać, bo musiałaby rząd pochwalić.

Oto bowiem od lat dla polskiej chemii poszukiwany był zewnętrzny inwestor. Jeszcze wiosną 2012 r. MSP zapewniało, że chce sprzedać Zakłady Azotowe w Tarnowie. Gdy zatem potencjalny kupiec w końcu się znalazł, to powinno to rządzących ucieszyć i patrząc na sprawę przez pryzmat realizowanej przez nich polityki gospodarczej, stanowić przedmiot negocjacji. Tym bardziej, że proponowana przez Acron cena 45 zł za akcję była wyższa niż ówczesna wycena na giełdzie i uznana została przez analityków za satysfakcjonującą. W argumentacji przeciwko Rosjanom pojawiła się jednak nuta antyrosyjska. To znów zaskakiwało i oznaczało niekonsekwencję, bo jeszcze w 2011 r. premier Donald Tusk stwierdził, iż „nie ma żadnej ideologicznej przesłanki, by mówić kategorycznie „nie” inwestorom z jakiegokolwiek kraju, także z Rosji. Nasi sąsiedzi są również od tego, abyśmy robili z nimi wspólne interesy". Ta wypowiedź Tuska dotyczyła inwestora dla Grupy Lotos w chwili, gdy pojawiły się informacje, że zainteresowany jest nią kapitał rosyjski. Na tę dezorientację powołał się Aleksander Kwaśniewski, gdy oskarżono go o lobbowanie na rzecz Rosjan, przypominając że od prawie dekady zna się z Wiaczesławem Kantorem i teraz razem z nim spiskuje przeciwko polskim interesom.  Wiosną 2013 r. media ujawniły bowiem, że zanim jeszcze Acron ogłosił wezwanie na akcje tarnowskiej spółki, to były prezydent z grupą swoich współpracowników rozmawiał w tej sprawie z premierem oraz Janem Krzysztofem Bieleckim, szefem Rady Gospodarczej przy premierze.

 

 

 

„W. Kantor zapytał mnie, jaki jest klimat inwestycyjny w Polsce, szczególnie wobec inwestorów z Rosji (…). Moje działania w sprawie Azotów Tarnów na tych rozmowach się zakończyły; nie prowadziłem żadnych rozmów z Ministerstwem Skarbu Państwa, zaś w szczególności nie rozmawiałem na ten temat z ministrem Mikołajem Budzanowskim czy jego zastępcami. (…) nie wiązały mnie z Acronem SA czy jego spółkami zależnymi żadne kontrakty doradcze/ konsultacyjne, nie otrzymywałem również od spółki Acron SA żadnego wynagrodzenia” – tłumaczył Aleksander Kwaśniewski w specjalnie opublikowanym przez siebie oświadczeniu. Robert Kwiatkowski, jego współpracownik, przyznał natomiast, że były prezydent uzyskał od premiera Tuska i wspomnianego Bieleckiego informacje, że nie ma żadnych przeszkód, by Acron angażował się w interesy w naszym kraju.

W innym prasowym wywiadzie Kwaśniewski jeszcze dobitniej wyraził swoje zdziwienie. Stwierdził, że „zielone światło dla prywatyzacji Azotów było od momentu, kiedy zgodnie z decyzją rządu, bodajże w marcu 2012 r., Azoty znalazły się na liście do prywatyzacji. Zanim odbyłem rozmowę z Bieleckim i Tuskiem, przedstawiciele Acronu rozmawiali z Ministerstwem Skarbu. Zielone światło było w programie rządowym. Dopiero w wyniku tego, że inwestor pojawił się nie z Francji czy z Czech, a z Rosji, Azotów nie sprzedano. Jedyna trudność w całej sprawie polegała na tym, że inwestor jest pochodzenia rosyjskiego”.

W wyemitowanym w polskiej telewizji wywiadzie Wiaczesław Kantor zdradził natomiast, że „przed złożeniem ekonomicznej propozycji przeprowadziliśmy konsultacje. Konsultowaliśmy się z Ministerstwem Skarbu, z wiceministrem Pawłem Tamborskim, który osobiście zaproponował mechanizm publicznego wezwania na sprzedaż akcji Tarnowa. Osobiście określił próg cenowy.” Tamborski zaprzeczył, by zachęcał Rosjan do przejęcia firmy. Kantor przywołał także rzekomą wypowiedź ministra Budzanowskiego, który miał powiedzieć, że trudno sobie wyobrazić lepszego inwestora niż Acron, ale na wszystkie jego propozycje kierowany przez niego resort odpowie negatywnie.

W ten sposób wejście do gry Rosjan w obszarze polskiej branży chemicznej diametralnie zmieniło strategię rządu. Wycofał się on nie tylko z prywatyzacji, choć we wszystkich dokumentach jej poświęconych spółki chemiczne wymieniane są jako przeznaczone do objęcia tym procesem, ale dodatkowo od kilku miesięcy zaczął lansować nazwę „polskiego czempiona” w odniesieniu do Grupy Azoty.

Improwizacja nie rozwiązuje problemów
Trudno dzisiaj oprzeć się wrażeniu, że podejmowane przez rząd decyzje nie nosiły na sobie piętna doraźności i nie były improwizowane.

W momencie konsolidacji Skarb Państwa posiadał 45% akcji Grupy Azoty i zgodnie z prawem zmuszony był nabyć kolejne, tak by osiągnąć poziom 66%. Mógł też zdecydować się na ich sprzedaż, by zejść do pułapu 33%. W kwietniu tego roku wybrał drugą opcję. Na posiedzeniu sejmowej komisji Skarbu Państwa podsekretarz stanu w MSP Paweł Tamborski tłumaczył powód takiej decyzji. Wymienił kwotę miliarda złotych, które trzeba byłoby znaleźć, co mogłoby stanowić wyzwanie. Ponadto przekonywał o ryzyku prawnym, gdyż Skarb Państwa, albo podmiot, z którym miałby on zawarte porozumienie, bądź istotne w nim udziały, musiałby uzyskać zgodę urzędu antymonopolowego. Istnieć miała ewentualność, że w ciągu trzech miesięcy, w trakcie których należałoby wywiązać się z uwarunkowań prawnych, Skarb Państwa nie otrzymałby takiej zgody. W takim zaś przypadku utraciłby siłę wszystkich swoich głosów. Dlatego też postanowiono obniżać wielkość zaangażowania w Grupie Azoty, a nie ją podnosić. Uzyskano jedynie zapewnienie, iż EBOiR, który nabył akcje Skarbu Państwa, nie sprzeda ich przez rok, a po tym czasie zagwarantuje państwu prawo ich pierwokupu.

Bez dwóch zdań jednak podjęcie działań zwiększających udziały do 66% stanowiłoby dużo większe zabezpieczenie prawa własności w sytuacji, gdy uznano przemysł chemiczny za strategiczny z punktu widzenia interesów kraju, niż pozostawienie sobie 33% i najbardziej nawet lojalnych partnerów. W kontekście chęci przeciwdziałania „wrogiemu przejęciu” zastanawiać musi też, dlaczego Grupa Azoty nie powstała pod egidą Zakładów Azotowych Puławy, w których Skarb Państwa miał 51% akcji. Gdyby konsolidacja przybrała taką właśnie formę, to nie byłoby potrzeby tworzenia dodatkowych elementów zabezpieczeń. Ostatnio w tym względzie pojawił się nawet pomysł, aby w ręce Grupy Azoty trafiła nawozowa część Anwilu. W ten sposób przy udziale PKN Orlen doprowadzono by do sytuacji, w której podwyższeniu uległby poziom kapitalizacji firmy i jednocześnie zmniejszyłby się udział posiadanych w niej przez Rosjan akcji.

Co ciekawe Acron nie zaskarżył wymierzonych w siebie mechanizmów kontroli zapisanych w statucie Grupy Azoty i ograniczających prawo głosu dla innych akcjonariuszy niż Skarb Państwa. Tak długo bowiem jak państwo jest właścicielem co najmniej 20% akcji Grupy Azoty, to prawo głosu pozostałych akcjonariuszy zostaje ograniczone w ten sposób, iż nie mogą oni wykonywać na walnym zgromadzeniu więcej niż 1/5 ogólnej liczby głosów. Udział Skarbu Państwa pozwala też blokować zmiany statutu, do dokonania których wymagane jest 3/4 głosów.


CAŁY ARTYKUŁ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 6/2013 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY.



przemysł chemicznyGrupa AzotyAcron

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie