Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

Debata branżowa: Polska jako rynek dojrzały

2014-02-04

Jacek Michalak (wiceprezes Grupy Atlas), Janusz Naglik (dyrektor generalny Akzo Nobel Decorative Paints), Bartłomiej Sosna (analityk firmy PMR), Andrzej Ulfig (prezes firmy Selena) oraz Wojciech Gorzeń (dyrektor Simon – Kucher & Partners) wzięli udział w organizowanej przez wydawnictwo EPS Media debacie o polskim rynku chemii budowlanej. Była ona częścią II Międzynarodowej Konferencji Przemysłu Chemii Budowlanej (26 listopada 2013 r.).

Czego o polskim rynku chemii budowlanej dowiadujemy się z najnowszego raportu PMR Publications?
Bartłomiej Sosna: Badanie dotyczące rynku przeprowadziliśmy po raz trzeci i objęliśmy nim kilkuset małych i średnich wykonawców z sektora chemii budowlanej. Podzieliliśmy ich wedle kryterium pięciu robót budowlanych: przyklejania płytek ceramicznych, zapraw murarskich, wykonywania systemów ociepleń, wylewek podłogowych oraz tynków grubowarstwowych.

Podstawowy wniosek płynący z badania jest taki, że wskaźnik koniunktury budowlanej w 2013 r. poprawił się, osiągając 16 punktów, podczas gdy rok wcześniej było to 8 punktów, a w 2011 r. 15 punktów. Poziom optymizmu w firmach z branży chemii budowlanej powrócił zatem do stanu z 2011 r. Ważne jest, że wskaźnik wciąż znajduje się na plusie. Gdy realizowaliśmy podobne badanie wśród 200 największych firm budowlanych, to od trzech lat przybiera on dla nich wartości ujemne. Widać, że sytuacja w branży chemii budowlanej jest stabilniejsza i dominuje oczekiwanie wzrostu.

Jakie dokładnie perspektywy rysują się przed branżą w najbliższych miesiącach?
Bartłomiej Sosna: Na rynek chemii budowlanej wpływa głównie koniunktura w sektorze budownictwa mieszkaniowego. Problemem przemysłu, o którym rozmawiamy, jest fakt, iż rynek mieszkaniowy jest mocno uzależniony od zmian prawnych. W ostatnich latach plany rządowe względem tzw. mieszkaniówki zmieniały się często. Mam na myśli zaprzestanie działania programu „Rodzina na swoim” i wprowadzenie ustawy deweloperskiej, która w nieco sztuczny sposób ożywiła rynek mieszkaniowy. Teraz czeka nas kolejna fala zmian – wdrożenie programu „Mieszkanie dla młodych” i „Funduszu Mieszkań na Wynajem”. Na przemysł chemii budowlanej wpłynąć może również aktualizacja Rekomendacji S. Zgodnie z wytycznymi KNF, od stycznia 2014 r. wkład własny przy zakupie nieruchomości na kredyt wynosi co najmniej 5%; rok później co najmniej 10%, a od 2017 r. już 20%. Może to wyhamować przyszłe inwestycje mieszkaniowe, zwłaszcza w budownictwie indywidualnym. Istotną sprawą są też ewentualne przyszłe remonty i modernizacje. Możliwe są rządowe zmiany w zakresie finansowania renowacji zabytków.

Jeśli zatem spoglądamy na rynek i jego potencjał, to w 2014 r. oczekiwać należy spadków, jednak powinny być one jednocyfrowe. W drugiej połowie roku może nastąpić początek stabilizacji. Firmy wciąż mają bardzo dobrą sprzedaż, jednak wstrzymują się z realizacją większych inwestycji.

Pan Bartłomiej Sosna powiedział, że optymizm wrócił, natomiast prezes Andrzej Ulfig kilka miesięcy temu stwierdził, że możliwe są dwa scenariusze rozwoju rynku chemii budowlanej w Polsce. Pierwszy to dwa lata kryzysu, drugi cztery lata kryzysu. Który z nich jest bliższy realizacji?
Andrzej Ulfig: Bardziej realny jest niestety ten drugi, przy czym nie wolno obecnej sytuacji rozpatrywać w modelu zero – jeden, czyli jest kryzys lub go nie ma. Na pewno optymizm jest większy niż kilkanaście miesięcy temu. Od połowy 2013 r. zauważyliśmy wzrosty prac budowlanych i wzrost sprzedaży produkcji budowlanej. Dzięki temu może nastąpić przyspieszenie.

Wyraźnie lepszych wskaźników możemy jednak oczekiwać dopiero za kilka lat. W kontekście przyszłości istnieje bowiem wiele aspektów częściowo od nas, jako przedstawicieli branży chemii budowlanej, niezależnych. To dostęp do kredytów, będących w budownictwie mieszkaniowym olbrzymią blokadą, ale także oczekiwane zmiany legislacyjne i podatkowe, np. kwestia podatku VAT. Są to wszystko czynniki, które w zależności od tego, czy zaistnieją, czy też nie, przyspieszą lub spowolnią wyjście z kryzysu.

Jak natomiast wygląda sytuacja rynkowa z punktu widzenia Grupy Atlas? Ostatnie lata były dla Państwa czasem wielu inwestycji.
Jacek Michalak: Nie rezygnujemy z inwestycji i mamy nadzieję, że podjęte przez nas projekty zakończą się pozytywnie. Przecież przykładowo w 2012 r. Grupa Atlas rozpoczęła w Rumunii produkcję suchych mieszanek cementowych, a w 2013 r. przejęła udziały w spółce FOX. Wcześniej dokonaliśmy poważnej inwestycji w białoruskiej firmie Tajfun. Myślimy o kolejnych projektach. Uważamy, że z naszymi możliwościami jesteśmy w stanie budować na tych rynkach nowe potencjały wartości.

Mówiąc o polskim rynku, trzeba mieć na uwadze jego unikalność. Nasze państwo nie postawiło barier wejścia i w momencie akcesji do UE w 2004 r., a nawet już wcześniej, byli na tym rynku obecni wszyscy najważniejsi światowi gracze.

Polska to duży kraj i wiele liczb opisujących rynek chemii budowlanej wygląda imponująco. Gdy patrzymy np. na systemy izolacji cieplnej, to widać, że jesteśmy numerem dwa w Europie. Firm jest bardzo dużo, może jest to nawet liczba większa niż wskazuje na to potencjał naszego kraju.

 

Czy w związku z tym istnieje pole dla dalszej konsolidacji? Dla porównania w Niemczech rynek jest zbudowany całkowicie inaczej, a konsolidacja nastąpiła dawno temu. Nas też może to jeszcze czekać?
Jacek Michalak: Zanim o konsolidacji, to zwrócę uwagę na inną rzecz, skoro przywołano Niemcy. W Polsce mamy do czynienia z dwoma systemami wprowadzania wyrobów do obrotu. To system krajowy ze znakiem budowlanym B i system unijny z oznakowaniem CE. Teoretycznie system unijny powinien być obecny we wszystkich państwach UE, ale tak nie jest. Najlepszym przykładem są złożone systemy izolacji cieplnej, gdzie nie istnieje norma zharmonizowana, w związku z czym producent, który chciałby oznaczyć swoje wyroby oznakowaniem CE, musi uzyskać europejską ocenę techniczną (przed 1 lipca 2013 r. europejską aprobatę techniczną). Tę zaś zdobywa się w złożonej procedurze, w której jednym z elementów jest opiniowanie produktu przez wszystkie instytuty wydające europejskie oceny techniczne w UE. Dopiero w takiej sytuacji dana jednostka aprobująca, do której udał się wykonawca, wydaje końcową aprobatę. Tym samym przechodzi się przez odpowiedni system oceny zgodności według oznakowania CE.

W Niemczech nie jest to wystarczające. Ze względu na prawo poszczególnych krajów związkowych trzeba te przepisy transponować do narodowego dokumentu technicznego. Oznacza to, że choćby z tego jednego względu jest to rynek zupełnie inny od naszego.

Zgadzam się natomiast z prezesem Ulfigiem, że w tej chwili sytuacja jest ciężka. Nie wiem, czy utrzyma się ona przez dwa, czy przez cztery lata, ale nadchodzący czas nie będzie łatwym. Jeśli chodzi o konsolidację, to przewiduję, że w trakcie najbliższych lat liczba podmiotów rynkowych może ulec zmniejszeniu, czego nawet bym sobie życzył.

AkzoNobel to część światowej struktury. Jak w porównaniu z innymi europejskimi rynkami odbierana jest sytuacja w Polsce?
Janusz Naglik: AkzoNobel obecny jest w 30 krajach w Europie i ponad 80 na świecie. Możemy zatem czynić porównania. Są oczywiście na rynku chemii budowlanej siły napędowe pochodzące spoza Europy. Patrzy się na Chiny, Indie i Brazylię, bo tam jest zupełnie inna skala wzrostu niż w Polsce i Europie. My jednak nie mamy powodów do kompleksów. Na tle Europy – tak jest w przypadku AkzoNobel, ale pewnie też w odniesieniu do innych globalnych firm – Polska zajmuje piątą pozycję pod względem wielkości rynku, pozycji w naszym koncernie i zyskowności biznesu.

Na przestrzeni ostatnich lat drastycznie zmieniło się postrzeganie naszego kraju i jego potencjału. O ile kiedyś spoglądano na nas, jak na państwo rozwijające się, to dzisiaj coraz częściej mówi się o Polsce, jako o rynku dojrzałym. Z tego powodu nie można spodziewać się już wielkich wzrostów, bo nie gonimy czołówki w takim tempie, jak dawniej.

Jest oczywiście kwestia zasobności polskiego klienta, ale i pod tym względem osiągamy coraz wyższy poziom i stanowimy ważny element gry międzynarodowej. W regionie środkowowschodnim Polska traktowana jest jako najważniejszy podmiot i od skali biznesu prowadzonego nad Wisłą zależy, czy zdobywa się udziały w innych rynkach CEE. Wszyscy nasi konkurenci wiedzą, że to w Polsce rozgrywa się batalia o powodzenie działalności w Europie Środkowej i Wschodniej.

Czy Polska ma jeszcze pierwszorzędne znaczenie dla Państwa firm, czy może są one na tyle globalne, że niepowodzenie u nas jesteście w stanie zrekompensować na innych rynkach?
Jacek Michalak: Jesteśmy polską firmą i tutejsze działania są dla nas najistotniejsze i takimi pozostaną. Spośród 18 podmiotów tworzących Grupę Atlas polskie operacje stanowią 80%. Niepowodzeń na lokalnym rynku nie da się w żaden sposób odrobić.

Grupa Selena zanotowała w 2012 r. wzrost przychodów, ale w Polsce w pierwszym półroczu 2013 r. były one o 5% niższe niż w roku wcześniejszym. Firma jako całość wzrasta, ale krajowe wskaźniki są nieco słabsze.
Andrzej Ulfig: Selena jest firmą wyjątkową, która wywodząc się z Polski, zdobyła światowe rynki i realizuje sprzedaż na ponad 80 rynkach świata. Oczywiście główną siłą napędową Seleny w ostatnich latach była ekspansja zagraniczna. Wykorzystujemy dywersyfikację na różnorodnych rynkach, by osiągać zakładane wyniki.

Nasza pozycja w kraju jest w niektórych sektorach bardzo wysoka i udziały wynoszą tu 30-40%. Bariera łatwych wzrostów została dawno temu osiągnięta. Od kilku lat realizujemy strategię dywersyfikacji produktowej i mamy chyba najszerszy asortyment na tutejszym rynku chemii budowlanej. W efekcie doszliśmy do pułapu, który już trudno przekroczyć. Wspomniana strata 5% jest zatem dobrym wynikiem w kontekście posiadanych udziałów i tendencji rynkowych.

Wyniki całej Grupy Selena są zgodne z oczekiwaniami, gdyż wspominana dywersyfikacja przynosi odpowiednie efekty. Naturalnie różnie wygląda to na poszczególnych rynkach. Na przykład na Wschodzie uzyskujemy największe wzrosty sprzedaży.

 

Jakie spostrzeżenia w kontekście tej rozmowy może mieć ekspert od polityki cenowej i zarządzania cenami?
Wojciech Gorzeń: Moje spostrzeżenia nie dotyczą tylko branży chemii budowlanej. Nie ma też jednego modelu zachowania się firm w danej sytuacji rynkowej. Jeśli na rynku panuje trudna sytuacja, wówczas pierwszą wykonywaną przez firmy rzeczą jest poszukiwanie oszczędności po stronie kosztowej. Ten potencjał w polskich przedsiębiorstwach jest już w dużej mierze wykorzystany. W związku z tym firmy zaczynają szukać potencjału po stronie przychodowej. Gdy tak się dzieje, to mamy do czynienia z dwoma zjawiskami. Pierwsze polega na tym, że dysponując określonym pułapem wolumenu przychodu, spółka chce go utrzymać i tym samym redukuje ceny, co prowadzi do wojen cenowych, mających negatywne konsekwencje. Jest jednak coraz większa liczba firm, które zaczynają się zastanawiać, w jaki sposób przemyślaną polityką cenową nie tylko w kosztowny sposób minimalizować ceny, ale i różnicować te ceny, aby osiągnąć zakładane marże. Takie działanie uważam za o wiele lepsze. Nie wolno przy tym zapominać, że firmy poszukują innowacji. To droga, która umożliwia znalezienie marż nawet przy niższej cenie. Jeśli jednostkowa marża na innowacyjnym produkcie będzie wyższa, to jest to dobre rozwiązanie.

Wpływ zmiany ceny na wymagany poziom sprzedaży jest rzeczywiście tak istotny?
Wojciech Gorzeń: Owszem. Dla przykładu obniżka ceny o 5% oznacza konieczność wzrostu wolumenu sprzedaży o 25% w celu osiągnięcia tej samej marży, przy marżowości brutto biznesu na poziomie 25%. Bardziej optymalnym kryterium weryfikującym pomyślność działań sprzedażowych nie jest uzależnianie ich od wysokości przychodu, ale od wysokości uzyskiwanej marży wartościowej, tzw. masy marży. Znajomość różnic wrażliwości cenowej umożliwia kompleksową i skuteczną optymalizację. Presja cenowa jest najwyższa dla produktów masowych o niskim stopniu zróżnicowania, dlatego obniżki cen – jeżeli już takie muszą być – powinny koncentrować się na takich właśnie produktach, podczas gdy ceny innych powinny pozostawać niezmienne lub nawet mogą być podnoszone.

Jeśli mowa o pieniądzach, to czy w polskim sektorze chemii budowlanej nie zaistniało przeinwestowanie? Przecież początek łańcucha budowlanego, czyli deweloperzy na pewno dokonali nadmiernych inwestycji. Schodząc w dół łańcucha do producentów chemii budowlanej, także można odnaleźć to zjawisko?
Janusz Naglik: Nie tylko producenci przeinwestowali, konsumenci również. Wszyscy byliśmy zaskoczeni tempem wzrostu z lat 2005-2006. Dzisiaj mamy lekcję, która mówi, co może się wydarzyć w następstwie takiego boomu.

Na pewno poprawiona została kondycja przedsiębiorstw, choć nie wszystkie były przygotowane na to, co stało się później. Według mnie jednak wzmacniamy przedsiębiorstwa nie w czasie koniunktury, ale dekoniunktury. Teraz jest moment, w którym optymalizuje się szereg procesów w organizacji i dopasowuje się do nowej sytuacji.

W minionych latach przeinwestowania jednak nie dostrzegam. Inwestycje miały miejsce zarówno wcześniej, jak i w trakcie największych wzrostów, ale także już po nich. Niektórzy wręcz nie wykorzystali koniunktury. Gdyby mieli możliwość sprzedania większej ilości wyrobów, to by tak zrobili, ale nie byli w stanie dostarczyć ich więcej. To jednak nie oznacza przeinwestowania. Obecnie w zakładach moce wytwórcze są wykorzystywane w granicach 80%, a nawet 90%. Skoro mówimy o ekspansji na inne rynki, to istnieją także w przedsiębiorstwach odpowiednie zasoby finansowe.

Andrzej Ulfig: Zgadzam się z przedmówcą. Oczywiście mamy przykłady w niektórych sektorach, że możliwości produkcyjne kilku firm mogą zaspokoić dwuletni popyt. Generalnie jednak są to wyjątki. Wiele firm wychodzi poza Polskę. A skoro są w stanie to robić, to o przeinwestowaniu bym nie mówił.

Jacek Michalak: Też zgadzam się z powyższymi opiniami, ale wypowiedź uzupełnię o przykład. Wskaźnikiem, w jakim miejscu znajduje się rynek jest fakt, że 1 lipca 2013 r., po 24 latach przestała obowiązywać dyrektywa 89/106 na wyroby budowlane. W jej miejsce pojawiła się nowa regulacja CPR oraz wszystko, co się z nią wiąże, czyli deklaracja właściwości użytkowych, konieczność wymiany opakowań, co w przypadku Grupy Atlas było potężnym wyzwaniem o jednorazowym wydatku rzędu 1,5 mln zł.

Wszystkie przedsiębiorstwa z branży chemii budowlanej poniosły znaczne koszty, aby 1 lipca 2013 r. wprowadzić wyroby w systemie CPR. I Grupa Atlas, a myślę, że także większość innych firm, nie przerzuciła tych kosztów na klienta. To pokazuje miejsce, w jakim znajduje się nasz rynek. Jesteśmy w przededniu kolejnych zmian, mam na myśli system krajowy, i znów poniesiemy koszty. Jestem pewien, że i tym razem żaden z głównych producentów nie podejmie się zmiany cen.


CAŁY ARTYKUŁ ZNAJDĄ PAŃSTWO W NR 1/2014 "CHEMII I BIZNESU". ZAPRASZAMY.



chemia budowlanaSelenaAkzoNobelGrupa AtlasPMR PublicationsSimon-Kucher&Partners

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie