Chemia i Biznes

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce prywatności Cookies"

Rozumiem i zgadzam się

Konfiguracja makiety

EU ETS po reformie może zaszkodzić europejskiej gospodarce

2016-05-23  / Autor: Krzysztof Łokaj, Polska Izba Przemysłu Chemicznego

W Parlamencie Europejskim trwają prace nad zaproponowanym przez Komisję Europejską kształtem reformy Systemu EU ETS.

Propozycje KE mogą osłabić pozycję konkurencyjną europejskiego przemysłu i zagrozić tysiącom miejsc pracy w UE. EU ETS po reformie może zaszkodzić europejskiej gospodarce

Przeciwdziałanie postępującym zmianom klimatycznym jest jednym z filarów polityki Unii Europejskiej. Niemal każde działanie inicjowane, realizowane, a tym bardziej finansowane ze środków wspólnotowych zawiera element proklimatyczny. Flagowym narzędziem UE w walce o klimat jest Europejski System Handlu Emisjami (EU ETS), który swym zasięgiem obejmuje ok. 45% emisji gazów cieplarnianych w Unii pochodzących z przemysłu energochłonnego, energetyki zawodowej oraz lotnictwa.

Obecnie trwający III Etap EU ETS zakończy się 31 grudnia 2020 r. W związku z powyższym, w październiku 2014 r. Rada Europejska przyjęła w swoich konkluzjach cele polityki klimatyczno-energetycznej na rok 2030 oraz zalecenia odnośnie do ich osiągnięcia. Obecnie rozpoczynają się prace w Parlamencie Europejskim nad propozycją Komisji Europejskiej z 15 lipca 2015 r., która uwzględniła wyznaczone przez Radę cele redukcyjne, ignorując kwestie nadmiernych kosztów dla przemysłu, konkurencyjności europejskiej gospodarki i bezpieczeństwa miejsc pracy.

Najważniejszy z postawionych celów, czyli redukcja emisji gazów cieplarnianych o 40% względem 1990 r. przekłada się na o wiele bardziej wymagający cel dla sektorów objętych EU ETS, mianowicie 43% redukcji względem roku 2005. Jest to ponad dwukrotnie wyższa redukcja w porównaniu do 2020 r. (21% względem roku 2005) i przekłada się na niewyobrażalną redukcję o 60-70% względem 1990 r. Aby zmieścić się w narzuconym limicie emisji, Komisja zaproponowała szereg elementów reformy, których głównym celem jest zmniejszenie dostępu do bezpłatnych uprawnień dla przemysłu, co jednocześnie ma wymusić zwiększony na nie popyt i ich wyższe ceny.

O liczbie przysługujących bezpłatnych uprawnień decyduje kilka czynników: historyczne poziomy produkcji, wartość benchmarku oraz poziom narażenia danego sektora na tzw. „ucieczkę emisji”.

O ile nie ma wątpliwości, czym są historyczne poziomy produkcji, a benchmark jest miarą doskonałości emisyjnej wytwarzania danego produktu, to dla osoby niezwiązanej z unijną polityką klimatyczną hasło ucieczki emisji może być co najmniej zagadkowe. Kryje się pod nim proces utraty konkurencyjności europejskiego przemysłu w wyniku wysokich kosztów polityki klimatycznej, który skutkuje zmniejszeniem produkcji wewnątrzunijnej i zastąpienie jej importem wyrobów z innych regionów świata, w których produkcja jest tańsza, ale i obarczona znacznie wyższymi emisjami gazów cieplarnianych. Może się ona objawiać nie tylko wyparciem europejskich produktów z rynku, ale także zamknięciem zakładu produkcyjnego w UE i otwarciem innego poza

Wspólnotą przez to samo przedsiębiorstwo lub zaniechaniem nowych inwestycji w Europie i ich realizację poza nią. Efekt? Mniej miejsc pracy, kurcząca się gospodarka i uzależnienie od importu. Ale „ucieczka emisji” brzmi o wiele mniej strasznie.

Obecnie za narażone na ucieczkę emisji uznaje się 177 sektorów, które w związku z tym są uprawnione do 100% bezpłatnych uprawnień do wartości wyznaczonej przez benchmark. Sektor, który nie znajdzie się na tej liście może uzyskać maksymalnie 30% uprawnień, dlatego tak istotne jest, aby znaleźć się na tzw. liście carbon leakage. Komisja Europejska zaproponowała nowy zestaw kryteriów opartych na znanych już współczynnikach intensywności handlu i intensywności emisyjnej produktów, w efekcie czego prawo do 100% uprawnień straci 127 sektorów. Ponieważ sektory te odpowiadają jedynie za 5% emisji gazów cieplarnianych objętych ETS, efekt środowiskowy będzie niezauważalny, wpływ na rynek uprawnień równie nikły, ale na pewno zmniejszy się obciążenie administracyjne organów obsługujących system.

O ile w Polskiej Izbie Przemysłu Chemicznego jesteśmy stanowczymi zwolennikami odchudzania administracji i redukcji biurokracji, to nie uważamy, że powinno się to odbywać kosztem miejsc pracy w przemyśle.

 

Pod koniec 2015 r. pojawiła się propozycja  autorstwa Francji, Wielkiej Brytanii, Czech i Słowacji, aby wprowadzić stopniowanie intensywności pomocy w ramach listy carbon leakage, czyli stworzyć poziomy pośrednie pomiędzy 30% a 100%. Nie przedstawiono żadnych kryteriów oceny ani propozycji liczby i wartości kolejnych stopni. Ponieważ nie istnieje żadne kryterium, które pozwala ocenić rzeczywiste narażenie na utratę konkurencyjności na poziomie produktowym, stopniowanie takie będzie miało jedynie charakter kolejnego narzędzia ograniczającego dostęp do bezpłatnych uprawnień. Kolejny z wymienionych elementów, czyli benchmark, stwarza problemy już od chwili, gdy został wprowadzony. Gdy ustalano wartość benchmarków pod koniec pierwszej dekady XXI wieku pojawiały się głosy, że nie oddają one rzeczywistego obrazu sytuacji, gdyż opierają się tylko na paliwie gazowym, uwzględniają technologie, których nie można już legalnie w UE budować lub wręcz nie uwzględniono tych najbardziej emisyjnych, więc sam benchmark jest zaniżony. Komisja Europejska postanowiła uwolnić nas od tych dylematów i zaproponowała liniową doroczną redukcję benchmarków o 0,5-1,5% w zależności od postępu technologicznego, jaki dokonał się w obszarze danego produktu. Nie przedstawiła jednak żadnych danych popierających takie wyliczenia, nie wzięła również pod uwagę faktu, że nie można redukować emisji w nieskończoność. Co więcej, na pewno UE nie chce słyszeć o pozostawieniu benchmarków na niezmienionym poziomie. Tym sposobem propozycja KE zmienia benchmark z być może niedoskonałego, ale jednak opartego na rzeczywistych danych wskaźnika w administracyjne narzędzie do rozdziału uprawnień, które nie ma jakiegokolwiek innego powiązania z rzeczywistością inną, jak tylko urzędnicza. Powstaje zatem pytanie: jaki będzie efekt wprowadzenia takiego rozwiązania?

Benchmark miał stanowić pewną zachętę dla przemysłu do obniżania emisji. Jeśli udałoby się zmniejszyć średnie emisje poniżej wartości benchmarku, wówczas operator instalacji nie musiałby już płacić za nadmiarowe emisje, a wręcz zarabiałby na sprzedaży tych, które pozostały w jego portfelu.

Jeśli benchmark będzie zmniejszał się w sposób liniowy i bez żadnego związku z rzeczywistym rozwojem technologii, to efekt zachęty znika całkowicie. Po co bowiem inwestować setki milionów złotych, skoro nic się nie uda na tym zyskać? Jeżeli nadszedł czas, aby benchmark uaktualnić, to powinno się to wydarzyć tylko w oparciu o aktualne dane z instalacji działających w Europie. Przeciwnicy przywołanego rozwiązania zwracają jednak uwagę na czasochłonność i wysokie koszty takiej analizy. Oczywiście, wprowadzenie liniowego współczynnika jest prostsze i tańsze, bo wymaga jedynie użycia linijki i ołówka, a nie długich i skomplikowanych analiz i wyliczeń, ale chyba nie po to stworzono system EU ETS?

Ostatnim z krytycznych elementów proponowanej reformy są poziomy produkcji, na podstawie których obecnie wyznacza się liczbę należnych bezpłatnych uprawnień. W III okresie rozliczeniowym wartość tę wyznacza średnia produkcja z lat 2008-2009 lub 2010-2011, w zależności od tego, która jest wyższa. Zatem o liczbie darmowych uprawnień w 2020 r. mogą decydować dane sprzed 12 lat. Jest to mechanizm absolutnie nieelastyczny i oderwany od rzeczywistej sytuacji rynkowej.

Warto podać w tym miejscu przykład dynamiki sytuacji: w ciągu 20 lat ropa naftowa kolejno drożała z 40 do 120 dolarów za baryłkę, po czym jej cena spadała do 30 dolarów. Płynie z tego taki oto wniosek, że jeżeli EU ETS ma być narzędziem skutecznym, to musi być bardziej elastyczny i uwzględniać bieżącą sytuację gospodarczą. Aby tak się jednak stało, dane o wielkości produkcji muszą być możliwie aktualne. Dzięki temu rozwijający się przedsiębiorca nie będzie karany wyższymi kosztami zakupu uprawnień ze względu na wyższą produkcję, a podmiot, który zmniejszył produkcję i tym samym wyemitował mniej, nie będzie miał nieuzasadnionych korzyści płynących ze sprzedaży nadmiarowych darmowych uprawnień.

Należy postawić sobie pytanie: co ma być priorytetem podejmowanych działań?

Jeśli ma to być stworzenie sprawnego i sprawiedliwego systemu, który w zrównoważony sposób będzie napędzał redukcję emisji w parze z zapewnieniem warunków do rozwoju gospodarczego Unii Europejskiej, to propozycja Komisji Europejskiej nie buduje takiego systemu. Przed eurodeputowanymi i Radą Europejską stoi teraz bardzo trudne zadanie skorygowania reformy tak, aby nie zmieniła EU ETS w kolejny biurokratyczny i bezrefleksyjny mechanizm do ściągania podatku.


przemysł chemicznyprawoPolska Izba Przemysłu Chemicznegohandel emisjami

Podoba Ci się ten artykuł? Udostępnij!

Oddaj swój głos  

Ten artykuł nie został jeszcze oceniony.

Dodaj komentarz

Redakcja Portalu Chemia i Biznes zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy obraźliwych dla innych osób, zawierających słowa wulgarne lub nie odnoszących się merytorycznie do tematu. Twój komentarz wyświetli się zaraz po tym, jak zostanie zatwierdzony przez moderatora. Dziękujemy i zapraszamy do dyskusji!


WięcejNajnowsze

Więcej aktualności



WięcejNajpopularniejsze

Więcej aktualności (192)



WięcejPolecane

Więcej aktualności (97)



WięcejSonda

Czy polski przemysł chemiczny potrzebuje dalszych inwestycji zagranicznych?

Zobacz wyniki

WięcejW obiektywie